Powieść W brzozowym gaju

Rozdział 2 Podróż myszki Mysi

Mysia zatrzymała się na chwilę i odwróciła wzrok. Ona była już bezpieczna na tej górce, zdążyła uciec, ale widok, jaki zostawiła za sobą, był taki smutny… Ogień strawił całą polankę, na której myszka się urodziła, na której mieszkali jej przyjaciele, na której był jej bezpieczny domek.

Teraz już go pewnie nie było… Ale nie domkiem Mysia przejmowała się najbardziej. Martwiła się o swe przyjaciółki – o jaszczurkę Joasię, kuropatwę Kalinę, żabę Żanetę, a nawet o łasicę Łajkę. Tej akurat Mysia nie darzyła sympatią. Łajka była zarozumiała, uważała, że wszystko wie, i ciągle wszystkich krytykowała. Myszka próbowała zobaczyć koleżanki, ale było to niemożliwe – kłęby duszącego dymu wciąż unosiły się nad całą polaną i pobliskim lasem.

Mam nadzieję, że zdążyły uciec, tak jak ja – westchnęła i poszła w nieznane.

Mysia bardzo się bała, gdyż nigdy nie zapuszczała się tak daleko. Na swej polanie znała każdą gałąź, każdą norkę i wszystkich jej mieszkańców. A teraz była sama i sama musiała poszukać nowego miejsca do życia.

„No nic. Nie mogę się teraz nad sobą rozczulać. Niedługo zapadnie zmrok. Muszę się śpieszyć”. – Myszka w myślach skarciła samą siebie.

Nie uszła długo, gdy nagle usłyszała dziwny dźwięk.

– Kwa kwa kwa, kwa kwa kwa!

Mysia ucieszyła się, bo pomyślała, że może to ktoś z jej znajomych, ale nie mogła skojarzyć tego dziwnego głosu. Schowała się więc za nieduży pień i szukała właściciela tych cudacznych dżwięków. „Hm… Wydaje się, że ten głos słychać jakby na górze” – pomyślała myszka i podniosła wysoko swój malutki łebek.

Faktycznie, wysoko w górze zobaczyła jakiegoś dużego ptaka, który coraz głośniej kwakał. Mysię zaniepokoiło jednak to, że leciał on tak jakoś dziwnie… Nie prosto, ale raz skręcał w lewo, raz w prawo, raz leciał wyżej, raz niżej…

– O rety, przecież ten ptak zaraz spadnie na ziemię! – krzyknęła Mysia i… ŁUP!!

Ptak rzeczywiście upadł na ziemię kilka kroków dalej. Wystraszona myszka przyglądała się ze swojej bezpiecznej kryjówki.

– Oj, oj, ale boli…, żebym tylko skrzydeł nie połamał… Ale boli… – stękał potłuczony ptak.

Mysia dalej nie zdradzała swej obecności.

– Chyba skrzydła są w porządku, zaraz, zaraz, niech no zobaczę – gadał sam do siebie. I rozciągnął dwa skrzydła na całą ich szerokość.

– Ojej, ale wielkie skrzydła… – zdziwiła się głośno Myszka. I tym samym niechcący się ujawniła.

– Kto tam? Kto tam? Czy tu ktoś jest? Halo, halo! No proszę się odezwać. Przecież kogoś słyszałem!

Duży ptak nawet przez chwilę się nie pomyślał, że może ten głos, który usłyszał, należy do kogoś większego czy po prostu niebezpiecznego.

– Hej, hej! Gdzie ty ktosiu jesteś? Pokaż no się! – nawoływał.

Ale myszka się bała. Pierwszy raz w życiu widziała z bliska tak dużego ptaka. Nie znała go, nie wiedziała jaki jest, czy nie zrobi jej krzywdy. Przecież ona była taka malutka…

– I ekstra. Znów sobie poszedł. Czemu ja tak mam, czemu wszyscy mnie zostawiają? – Z pretensją w głosie duży ptak zaczął głośno myśleć. – Najpierw Henio powiedział, że już go zmęczyłem, i sobie poleciał z Lulkiem. Potem Irek udawał, że mnie nie słyszy i też poleciał do Lulka. O co im chodzi? Czym ja ich męczę? Przecież jestem grzeczny, kulturalny, inteligentny, dużo wiem. I jak wiem, to mówię. Nie rozumiem, przecież powinni się cieszyć, że mogą mieć takiego mądrego przyjaciela. Nie rozumiem…

Duży ptak rozbawił myszkę. Wyglądało na to, że nie jest groźny. Tym bardziej, że nie mógł utrzymać równowagi. Tak śmiesznie człapał swoimi łapkami i co chwila się wywracał. Cały czas mamrotał sobie coś tam pod nosem.

Aj, aj! A niech to! Ależ mi się w głowie kręci. Co to było? W co ja wleciałem? Wiem, że ludzie rozpylają taki szczypiący dymek na muchy. Ale to było przecież za wysoko! Ale mnie oczy szczypią, niedobrze…

„Ach, więc ten biedny ptak wleciał w kłęby dymu nad polanką!” – Zrozumiała mała Myszka. „I dlatego kręci mu się w głowie i szczypią go oczy!” – Teraz już całkiem przestała się bać skrzydlatego przybysza, a raczej zrobiło się jej go żal. „Biedaczek. A może wyjdę, pokażę się mu? Może razem będzie nam się łatwiej podróżować?” – pomyślała z nadzieją.

Mysia wyszła ze swego ukrycia i zaczęła cichutko podchodzić do ptaka, który nieporadnie człapał nóżkami i gadał coś do siebie.

Dzień dobry – pisnęła cichutko myszka.

Ale ptak zajęty swoimi przemyśleniami i próbą utrzymania równowagi, w ogóle jej nie usłyszał.

Dzień dobry, panie ptaku – powiedziała Mysia troszkę głośniej.

Ptak przestał gadać, podniósł wysoko szyjkę i zaczął się rozglądać. Ale nic nie zobaczył. Mała myszka stała za nim.

– Ech tam, chyba mi jeszcze ten dym uszy uszkodził. Słyszę jakieś dziwne głosy. – Duży ptak znowu zaczął rozmawiać sam ze sobą.

– Ale ja tu naprawdę jestem. Halo! Dzień dobry! – Mysia odezwała się znacznie głośniej.

Ptak odkręcił szybko główkę do tyłu i zobaczył małą myszkę. Widać było od razu, że się ucieszył i chciał się odwrócić w stronę nowej nieznajomej, ale znowu nóżki mu się poplątały i padł przed myszka jak długi, wbijając swój dziób w piach. Mysia przymrużyła oczka i zasłoniła pyszczek, bo czuła, że ten piach zaraz będzie wszędzie. Po chwili powolutku zaczęła otwierać oczy. Ptak był naprawdę blisko… Na wysokości pyszczka Mysi były jego ogromne, ciemne oczy.

– Łał… – szepnęła. Bo właśnie z bliska dostrzegła przepiękne kolory ptaka. Jego kształtny łebek mienił się w zachodzącym słońcu cudowną ciemnozieloną barwą. Ale to nie był jedyny kolor, który tak urzekł Mysię. Przyzwyczajona do swej burej szarości, myszka zachwycała się połyskującymi fioletowymi piórkami. A może to był granat…?

Witaj! – Ucieszył się ptak, który już wygrzebał się z piasku i usiadł.To ty mnie wołałaś, prawda? Tak mi się już wcześniej wydawało, że kogoś słyszałem, ale potem stwierdziłem, że nawet jeśli ktoś tu był, to pewnie sobie ode mnie poszedł. Fajnie, że się odezwałaś, wiesz, bo popatrz…

Duży ptak chyba już dawno z nikim nie rozmawiał, bo nie mógł przestać mówić. Ale Mysi to nie przeszkadzało. I tak w zasadzie nie skupiała się na tym, co mówił, ale na tym, jak wyglądał. Był przepiękny i taki duży…

– To jak ci na imię? – zapytał duży ptak.

– Mysia, jestem Mysia – odpowiedziała.

– I super, Mysia. Jeszcze nigdy nie przyjaźniłem się myszą. Będzie świetnie, zobaczysz. Będziemy najlepszymi kumplami, pokażę ci kawał świata i nauczę wiele ciekawych rzeczy – zachwycał się duży ptak.

– A ty kim jesteś, jak masz na imię? – spytała Mysia, gdy ten w końcu na chwilkę przestał gadać.

– Ja? Ach, przepraszam, co za nietakt. Nie przedstawiłem ci się jeszcze. Jestem Karolek. Kaczor Karolek – odrzekł dumnie.

– Jesteś kaczką? Ja też jeszcze nie przyjaźniłam się z żadną kaczką – stwierdziła Mysia.

– No kaczkę to ja sobie wypraszam. Ja jestem kaczor, pan kaczor. Nie widać? Kaczki nie mają tak pięknych kolorów jak ja. Są szare i bure jak myszy – strofował myszkę Karolek. Ale niestety zrobił to bardzo nieumiejętnie.

Całe szczęście szybko się zreflektował…

– Oj, przepraszam, nie chciałem ci zrobić przykrości, tak jakoś mi się z tą myszką powiedziało – tłumaczył się kaczorek.

Nic się nie stało. W sumie taka prawda, jestem szara i bura. Ale co się Karolku stało, że upadłeś na ziemię? – Myszka szybko zmieniła temat, bo w głębi serca faktycznie zrobiło jej się przykro, że nie jest tak pięknie kolorowa jak Karolek.

– Żebym ja to wiedział. Leciałem sobie, tak jak zawsze, jak co dzień. Bo wiesz, ja tu często latam, tam niedaleko jest takie śliczne jeziorko, a wokół niego rośnie uroczy brzozowy gaj. I leciałem sobie, żeby się popluskać trochę w wodzie, a może i jakąś rybkę złapać, bo ja uwielbiam się kąpać w wodzie… – rozmarzył się Karolek. – Ale nie doleciałem. Nagle zrobiło się tak jakoś mglisto, biało i zaczęły mnie strasznie oczy szczypać. Jak je zamknąłem, to było dobrze, no ale wtedy nie widziałem, gdzie lecę, a jak je otworzyłem, żeby coś zobaczyć, to znowu tak szczypało, że i tak nic nie widziałem, no i w końcu upadłem tu na ziemię…

– Widziałam właśnie, że miałeś problemy z lataniem, bo spadłeś tuż obok mnie.

– Ty też spadłaś? – zapytał zdziwiony Karolek, który nie do końca zrozumiał myszkę.

Nie, no coś ty. Przecież ja nie latam – odparła rozbawiona Mysia.

– A widziałaś tę mgłę tam wysoko? Wiesz, co to może być? – zapytał kaczorek.

Myszka posmutniała.

– Tak, wiem, co to jest. To nie jest mgła, kaczorku. To jest dym – wyjaśniła krótko.

– Dym? Jaki znowu dym? Skąd się wziął tu dym? – dociekał Karolek.

– Jest dym, bo na dole był pożar. Spłonęła cała polanka, na której mieszkałam. – W oczach Mysi pojawiły się łzy.

– Ojej, tak mi przykro. Ale swoją drogą, że ja też nie domyśliłem się, że to był dym z pożaru. – Karolek sam sobie się dziwił. Przecież on doskonale znał się na dużo trudniejszych sprawach niż zwykły ogień…

– I co teraz z tobą, Mysiu, będzie? Gdzie będziesz mieszkać? Masz dokąd pójść? – O dziwo ptak potrafił skupić się na prawdziwych problemach.

– Nie wiem. Idę gdzieś przed siebie. Może znajdę jakieś nowe przyjazne miejsce.

– Mysiu! – krzyknął nagle Karolek. – A może pójdziesz do brzozowego gaju i tam zamieszkasz?

Do brzozowego gaju? Ale ja tam nikogo nie znam.

No to poznasz. Znasz już przecież mnie – ucieszył się kaczorek, że wpadł na taki genialny pomysł.

– A ty znasz tam kogoś? Masz tam jakichś przyjaciół? dopytywała myszka.

– Może przyjaciół to jeszcze nie mam, ale znam zwierzęta, które tam mieszkają. Jest tam wiewiórka, krecik, jeżyk, śliczny zajączek, kilka bobrów, dużo ptaków… – Karolek próbował sobie przypomnieć wszystkie zwierzątka, które widział w brzozowym gaju. – Myślę, że znajdzie się tam dla ciebie jakiś kąt.

Chciałabym. Ale ja tam nie dojdę. To przecież bardzo daleko – odparła myszka.

– Hm… to prawda. Z twoimi małymi nóżkami, to będziesz tam iść i iść – potwierdził Karolek. – Ale chwilka, chwilka. Mam pomysł! Przecież ja mogę cię tam zabrać! – krzyknął z radości kaczorek.

Zabrać? A niby jak zabrać? – zapytała zdziwiona Mysia.

– Jak to „jak”? Na moich skrzydłach. Polecimy razem! – Kaczorek bardzo się cieszył na myśl o podróży z nową znajomą.

– Ależ Karolku… – rzekła wystraszona myszka, bo jak sobie przypomniała widok spadającego kaczorka,   to lot na jego grzbiecie był naprawdę ostatnią rzeczą, na jaką w tym momencie miała ochotę. – Ależ Karolku… – Mysia nie wiedziała, jak powiedzieć kaczorkowi, że po prostu boi się z nim lecieć.

– No co „ależ Karolku, ależ Karolku”. Lecimy i już. Bez dyskusji oświadczył stanowczym tonem kaczorek.

Mysia bardzo się bała. Wiedziała jednak, że samej będzie jej ciężko bezpiecznie dotrzeć do brzozowego gaju. A tak bardzo chciałaby się zatrzymać na noc w jakimś spokojnym miejscu.

– Dobrze. Polecę z tobą. Ale obiecaj, Karolku, że będziesz naprawdę spokojnie leciał – poprosiła Mysia.

Oczywiście moja mała przyjaciółko. Wskakuj i mocno trzymaj się szyi.

No i polecieli.

Myszka ze strachu zamknęła oczka. Gdy byli już wysoko, zaczęła powoli je otwierać. I to, co zobaczyła, znowu ją zachwyciło… Była tak wysoko, jak nigdy wcześniej. Zerknęła w dół i bardzo się zdziwiła. Drzewa, ogromne drzewa, które zawsze podziwiała, siedząc na swej polance, były teraz malutkie jak jej małe nóżki. Pięknych kwiatów w ogóle nie było widać z tej wysokości. Gdzieś daleko widziała krowy pasące się na łące. Były tak drobne, że Mysia mogłaby je wziąć w swoje małe rączki…

– Ależ tu jest pięknie! – W końcu myszka się odezwała.

– Mówiłem ci, że nie pożałujesz, jak ze mną polecisz – rzekł dumny Karolek.

Mysia była szczęśliwa. Choć na chwilę zapomniała o wszystkich przykrościach, jakie ją dzisiaj spotkały. Cieszyła się pięknym widokiem i była po prostu szczęśliwa.

Nagle…

Hej, Karolku, co ty robisz?! Nie kręć się tak, bo spadnę! – krzyknęła wystraszona Mysia.

– Aj! Ałaj! Ałaj!! – jęczał głośno kaczorek, trzepiąc swoim pięknym łebkiem na wszystkie strony.

– Karolku, przestań! Ja zaraz spadnę!

– Coś mi wleciało do oka! Coś ogromnego! Jakaś mucha czy co?! – Karolek próbował wyjaśnić.

– Karolku, ale ja już się nie utrzymam! Ja spadaaaaaaam! – krzyknęła Mysia po raz ostatni i faktycznie… ześliznęła się z grzbietu kaczorka.

Ale ptak tego nie usłyszał, a tym bardziej nie poczuł. Był tak zajęty walką z muchą w oku, tak bardzo się szarpał i kręcił, że nie spostrzegł, gdy Mysia po prostu spadła na dół. On leciał dalej…

Aaaaaa! Ratunku! Na pomoc! Kaczorku, ratuj mnie!! – krzyczała myszka, spadając na ziemię. – Aaaaaa!

Pach!

Myszka spadła. Po chwili otwarła oczy i zaczęła się rozglądać – nad nią wisiały gałęzie, obok leżało pełno piór i czuć było nieprzyjemny zapach. „Gdzie ja jestem?” – zastanawiała się Mysia. „Gdzie ja spadłam?” – Myszka chciała podnieść głowę, wstać na nóżki, ale poczuła ogromny ból w jednej z nich. „O nie. Chyba złamałam nogę” – pomyślała myszka. Ale dotarło do niej, że prawdopodobnie jest w gnieździe jakiegoś ptaka! Stąd te liście wokół i ten zapach, i te pióra! – Rety! Muszę uciekać, muszę stąd szybko uciekać! – krzyknęła wystraszona Mysia. Nie myśląc o bólu, wstała i dokładnie się rozglądnęła. Faktycznie, była w ptasim gnieździe, gdzieś na drzewie. – No pięknie. Jak ja teraz zejdę na dół?! – zawołała prerażona. Myszka przyjrzała się nóżce, nie było na niej żadnej rany. Nie wyglądała też na złamaną, ale po prostu na mocno ubitą. – No nic, boli, ale muszę stąd uciekać. I to jak najszybciej – stwierdziła Mysia. I krok za krokiem, po cichutku wyczłapała się z gniazda. Całe szczęście drzewo nie było wysokie. Nie miało też gładkiego pnia, więc myszka zaciskając ząbki z bólu, ostrożnie zeszła na ziemię. „Ale gdzie ja jestem? Którędy mam iść dalej? Czy to już brzozowy gaj?” – zastanawiała się. Las, w którym się znalazła, nie wyglądał przyjaźnie. Było w nim ciemno, chłodno. Wszędzie rosły wysokie drzewa. Ale nie były to brzozy. Brzóz nie było tu w ogóle. „To pewnie nie jest brzozowy gaj, o którym mówił Karolek. Ach, ten Karolek. Łobuz jeden! Ale mnie załatwił!”krzyczała w myślach myszka. Na wspomnienie wycieczki z Karolkiem chciało jej się płakać.

Nagle usłyszała jakiś szelest. Zamarła ze strachu. Dźwięk dobiegał z prawej strony i tam myszka skierowała całą swą uwagę.

– O nie! Tam jest dzik! Prawdziwy dzik! – Mysia wystraszyła się nie na żarty. Pierwsza myśl, jaka jej przyszła do głowy, to ucieczka na drzewo. Ale szybko sobie uświadomiła, że z bolącą nóżką na drzewo na pewno nie wejdzie. „Co robić? Co robić?!” – myślała nerwowo myszka.

Dzik był coraz bliżej, więc niewiele myśląc, myszka po prostu wskoczyła w górę liści, którą w ostatniej chwili zauważyła. Wystraszona siedziała cichutko, mając nadzieję, że dzik jej ani nie zauważy, ani nie wyczuje. Wydawało się jej, że czas stanął w miejscu…

Myszka ugrzęzła w liściach na długo. Już dawno wydawało się jej, że dzik sobie poszedł, ale tak bardzo bała się wystawić pyszczek zza tych liści… Była zmęczona, głodna i zziębnięta. Na niebie zaczął już świecić księżyc. A ona biedna nie miała bezpiecznego miejsca na sen. „Muszę znaleźć jakąś norkę, w której prześpię noc” – pomyślała Mysia i ruszyła w dalszą drogę. Chciała jak najszybciej wyjść z tego dużego, smutnego lasu. Po jakimś czasie Mysia poczuła przyjemny zapach jedzenia. Myszka była już bardzo głodna, więc nie dawał jej on spokoju. Węch miała dobry i postanowiła iść za zapachem. „Posilę się i pójdę dalej” – powiedziała sobie w myślach.

Chwilę później Mysia znalazła się cieplutkiej, przytulnej norce, w której znalazła pyszne zapasy. Wiedziała, że to jedzenie i w ogóle cała norka należy do jakiegoś zwierzątka, ale była tak bardzo zmęczona i głodna, że troszkę zjadła i… usnęła.

Czy Mysia odnajdzie Karolka?

Możesz również polubić…