Powieść W brzozowym gaju

Rozdział 4 Bohater

Gdy myszka wyjaśniła już sprawę kradzieży, poczuła ogromną ulgę. Bardzo się cieszyła, że mieszkańcy brzozowego gaju przywitali ją tak serdecznie. Z radością powiedziała:

– Ale wiecie, ja nie jestem tu sama. Jest ze mną mój przyjaciel. Karolku, chodź tu do nas. Chcę cię przedstawić naszym nowym znajomym.

Karolek ucieszył się na to zawołanie, bo przecież nie mógł już się doczekać, żeby opowiedzieć swoją wersję całej historii podróży Mysi.

Dzień dobry! – rzekł uradowany, gramoląc się zza krzaków.

Zwierzątka jeszcze nie zdążyły na powitanie odpowiedzieć, a kaczorek już opowiadał:

– Oj, to prawda, przeżyliśmy z myszką niebywałe przygody podczas tej podróży. Muszę wam powiedzieć, że…

Karolku! Poczekaj chwilkę!skarciła go Mysia. Myślę, że najpierw powinieneś się przedstawić i poznać zwierzątka!

Kaczorek zamilkł, popatrzył zdziwionym wzrokiem na myszkę i – o dziwo – nie wiedział, co powiedzieć!

Więc to jest właśnie Karolek. Jest strasznym gadułą, jak już pewnie zauważyliście – wyjaśniła Mysia.

– Cześć, kaczorku. – Jako pierwszy podszedł do niego dzięcioł. – Jestem Dzidek.

– Ach więc to ty dziś rano tak głośno stukałeś w drzewo, że nie mogłem spać! – wypalił Karolek.

– Ha! A mówiłam, że to twoje stukanie naprawdę czasem przeszkadza!podłapała temat wiewiórka. – Jestem Wicia – przedstawiła się energicznie.

Dzidek, zawstydzony przed nowymi przybyszami, usunął się troszkę na bok. Cóż miał począć? Przecież stukanie w drzewo to całe jego życie! Nie robi tego, żeby komuś dokuczać…

W tym momencie do Karolka podszedł krecik.

– Jeszcze nigdy nie widziałem z bliska kaczki. Masz przepiękne kolory – powiedział Kazio, próbując być miły. Niestety nie wiedział, że nazwanie Karolka kaczką, to nie najlepszy pomysł.

– No nie, tylko nie kaczka. Jestem kaczorek! Kaczki nie są tak kolorowe! – wyjaśnił oburzony.

– Oj, Karolku, daj spokój – powiedziała szybko Mysia.

Kaczorek znowu poczuł się skarcony przez małą przyjaciółkę. I gdyby nie to, że właśnie podeszła do niego Zojka, to pewnie by się na myszkę mocno obraził.

– To prawda, twoje piórka ślicznie mienią się w słońcu. Ale z ciebie szczęściarz. A tak w ogóle to jestem Zojka.

Teraz kaczorek był bardzo dumny i już nie pamiętał, że przed chwilą zezłościł się na Mysię. Co tam Mysia, skoro budzi zachwyt wszystkich zwierzątek!

– Faktycznie, nie każdy ma w sobie taki wdzięk i urok – stwierdził pewnym tonem kaczorek.

Mysia znowu popatrzyła na Karolka surowym wzrokiem i już miała mu zwrócić uwagę, gdy kaczorek – ku ogromnemu zdumieniu wszystkich – powiedział coś takiego:

– Ale wiesz co, Zojka, to nie jest ważne, jak wyglądamy. Czy mamy ładne piórka, czy piękny i puszysty ogonek. Ważne jest to, czy potrafimy być dobrzy dla innych.

Po tych słowach zapanowała cisza. Mysia aż przetarła oczy i uszy ze zdumienia.

Ona wiedziała, że w głębi duszy kaczorek jest dobry, ale nie spodziewała się, że powie coś takiego! Przecież odkąd go poznała, Karolek wiecznie się chwalił, wymyślał niestworzone historie, zwracał uwagę tylko na siebie, a tu taka niespodzianka!

Mieszkańcy brzozowego gaju też się bardzo zdziwili wypowiedzią kaczorka. Oni co prawda Karolka poznali przed chwilą, ale już zdążyli wyrobić sobie o nim, jakby to powiedzieć, nie najlepsze zdanie.

– Karolku, jestem z ciebie bardzo dumna! – powiedziała szczęśliwa myszka.

Karolek jaki był, taki był, ale zrozumiał milczenie zwierzątek i ich miny. Postanowił więc wyjaśnić, dlaczego tak uważa.

– Wiecie, miałem kiedyś dwóch przyjaciół. To też były kaczorki. Henio i Irek. Bardzo ich lubiłem. Lubiłem spędzać z nimi czas, bawić się, latać, kąpać się w jeziorku. I gdybym nie poznał Mysi, to dalej uważałbym, że to są moi najlepsi przyjaciele. Ale myszka nauczyła mnie tego, że przyjaciel to ktoś, kto się z nas nie śmieje, kto się nie obraża, kto potrafi wybaczyć. A Henio i Irek, no cóż… nie traktują mnie dobrze.

Mieszkańcom brzozowego gaju zrobiło się żal Karolka . Zrozumieli, że to dobry ptak, tylko nigdy wcześniej nie miał prawdziwych przyjaciół.

– A może pomożemy znaleźć myszce jakąś norkę? – zaproponował Dzidek, gdyż zauważył, że zwierzątka nie bardzo wiedziały, jak zareagować na wyznanie Karolka.

– No to chodźmy! – zawołał uradowany krecik. Kazio był na prawdę szczęśliwy i wdzięczny nowym przybyszom, że skutecznie odwrócili uwagę przyjaciół od jego nieładnego zachowania.

– Mysiu, popatrz. Tu jest świetne miejsce dla ciebie! – krzyknęła wiewiórka Wicia, pokazując małą norkę pod złamanym drzewem. – Myślę, że będzie idealna!

Myszka obejrzała wskazane miejsce i faktycznie stwierdziła, że lepszego domku nie znajdzie. Norka była czysta, duża, było w niej sporo tuneli i szczelin.

– Kaczorku, co myślisz o moim nowym domku? Podoba ci się to miejsce? – zapytała Mysia.

Ale Karolek nawet jej nie usłyszał. Był bardzo zajęty rozmową z nową przyjaciółką, Zojką. Kaczorek i zajączek stali z tyłu i co chwilę głośno się śmiali. Myszka stwierdziła, że nie będzie więc przeszkadzać. Cieszyła się, że Karolek w końcu znalazł zwierzątka, z którymi czuje się dobrze.

– To może oprowadzimy was po naszym gaju? I pokażemy jeziorko? – zaproponował jeżyk Jerzy.

– Tak, tak, bardzo chętnie pójdę nad jeziorko! – ucieszył się kaczorek. – Już tak dawno się nie pluskałem!

Przyjaciele wyruszyli w drogę w radosnym nastroju. Szli wąską, krętą dróżką, która doprowadziła ich do jeziora.

– Karolku, a może uda ci się złowić jakąś rybkę? – powiedziała Mysia, która wiedziała, że Karolek dawno już nic nie jadł.

Ale kaczorek nie odpowiedział.

Mysia nie przejęła się tym jednak. Pomyślała, że kaczorek jest zajęty rozmową z Zojką.

– Ale chwila, chwila. Przecież zajączek idzie koło mnie! Karolku, Karolku! Gdzie jesteś? – zawołała myszka, gdy się zorientowała, że kaczorka nigdzie nie ma.

Wśród zwierzątek zapanowało prawdziwe poruszenie. Nikt nie zauważył, że Karolek zniknął!

– To pewnie dlatego, że szliśmy gęsiego. A kaczorek był ostatni! – stwierdziła smutna Zojka.

– Racja! Źle zrobiliśmy, że pozwoliliśmy mu iść na końcu! – zauważyła Wicia. – Przecież on nie zna naszego gaju.

– No nic, trzeba działać, a nie siedzieć! – zadecydował dzięciołek. – Wy idźcie z powrotem tą dróżka, a ja polecę. Może z góry go gdzieś zobaczę.

Przejęte zwierzątka zawróciły. Szły, nawołując Karolka. Niestety, nigdzie nie było go widać.

– Dzidku, a co u ciebie? Widziałeś go może? – zapytała z nadzieją Zojka, gdy dzięciołek przelatywał tuż nad nimi.

– Nie, niestety nie. Ja go nigdzie nie widzę – odparł Dzidek.

– Och, kaczorku… – stęknęła smutno myszka.

Mieszkańcy brzozowego gaju wchodzili w każdą jamę, zaglądali pod każdą gałąź, szukali go nawet wysoko na drzewach, podnosząc łebki w górę. Ale po kaczorku nie było śladu.

Nagle…

– Jest tam! – zawołała Wicia. – Widzę go!

Wszystkie zwierzątka szybko pobiegły w miejsce, które pokazała wiewiórka.

Faktycznie, Karolek tam był. I choć nie mógł nie słyszeć nawoływań przyjaciół, to nie reagował. Stał nieruchomo tuż przy brzegu jeziorka i wpatrywał się w Henia i Irka. Tak, jego dawni przyjaciele świetnie bawili się w wodzie, wspominając ostatnie spotkanie z Karolkiem. Oczywiście, co chwilę głośno się z niego naśmiewali. Kaczorkowi zrobiło się bardzo przykro… W jego pięknych, ciemnych oczach pojawiły się łzy.

– Och, Karolku, jesteś! Ależ się o ciebie martwiłam! – zawołała myszka, gdy była już blisko niego.

Inne zwierzątka też głośno wyrażały swoją wielką radość.

– Nic ci się nie stało? Wszystko dobrze? Tak bardzo przepraszamy, że cię zgubiliśmy! – przekrzykiwały się nawzajem.

I tym głośnym, radosnym przywitaniem przyjaciela, zwróciły uwagę kaczorków: Henia i Irka.

– No nie wytrzymam! – zawołał głośno Henio. – Patrz, kto tam jest!

– Nasz łowca stworów i pogromca potworów! Hahaha! – zaśmiał się Irek.

– Hej, Karolku! I jak tam? Znalazłeś swoją zgubę? – naigrawały się kaczorki.

Mieszkańcy brzozowego gaju szybko zrozumieli, że te kaczorki, to pewnie Henio i Irek, o których wspominał Karolek. Nie wiedzieli jednak, dlaczego te kaczki tak bardzo się z niego śmiały. Dla nich takie zachowanie było nie do pomyślenia.

– Hej, hej! A wy co? Czemu dokuczacie Karolkowi? Ładnie to tak? – zawołała jako pierwsza Wicia.

– Właśnie! Jak można się tak zachowywać! Wstydzilibyście się! – wtórował zajączek.

Kaczorki mocno się zdziwiły na widok wiewiórki i zajączka i na chwilę przestały się śmiać. Ale tylko na chwilę.

– Hahaha! A co to za banda dziwadeł? Z kim ty się przyjaźnisz, Karolku? – Kaczorki śmiały się jeszcze bardziej! – A gdzie ta wielka i straszna mysz?

Karolkowi było bardzo smutno. Nie dość, że kaczorki znowu się z niego śmiały, to jeszcze teraz dokuczały jego nowym, wspaniałym przyjaciołom. Niestety, nie miał w sobie tyle odwagi, żeby się odezwać.

Za to odezwała się Mysia.

– A tu! Tu jestem! I to dzięki Karolkowi, bo pomógł mi w najgorszym momencie mojego życia. Zaopiekował się mną jak prawdziwy przyjaciel! Nie macie prawa mu dokuczać! – krzyczała głośno myszka.

Niestety, kaczorki w ogóle nie przejmowały się tym, co zwierzątka mówiły. A Mysia dodatkowo ich rozbawiła, gdyż miała wysoki i piskliwy głosik.

– Popatrz, Henio. Karolek został bohaterem! Kto by pomyślał! Taki tchórz! – żartował sobie Irek.

Wszyscy szybko zrozumieli, że ta dyskusja z kaczorkami nie ma sensu, bo bez względu na to, co powiedzą, to te paskudne kaczory i tak będą się z Karolka śmiać.

– Chodźmy już stąd – powiedział smutnym głosem Karolek.

Zwierzątka jednomyślnie odwróciły się od Irka i Henia i usiadły na ścieżce.

– Karolku, bardzo nam przykro z powodu tych kaczorów – rzekł jeżyk.

– Nieważne. Ważne, że mam was – powiedział Karolek, lekko się uśmiechając.

– Masz rację, Karolku. My nigdy nie zachowamy się wobec ciebie w ten sposób – zapewniła Zojka.

Karolek postanowił, że nie będzie się przejmować obecnością Irka i Henia i pójdzie z przyjaciółmi nad jeziorko.

Nie uszli jeszcze nawet kilku minut, gdy zobaczyli, że Irek i Henio wyszli z wody i idą prosto do nich.

Zwierzątka trochę się wystraszyły, ale stwierdziły, że po pierwsze jest ich więcej, a po drugie nie mogą przecież pokazać, że boją się dwóch kaczek!

Już z daleka było słychać śmiechy dwóch kolegów. Gdy byli już całkiem blisko Karolka, znowu zaczęli mu dokuczać.

– To może przedstawisz nas swoim nowym przyjaciołom? – zapytał ironicznie Irek.

– A może opowiemy twoim znajomym kilka historyjek z twojej ciekawej przeszłości? Wtedy pośmiejemy się wszyscy razem, co? – wtórował mu Henio.

Mieszkańcy brzozowego gaju mieli plan, żeby po prostu ominąć te źle wychowane kaczki, gdy nagle… zamarli w bezruchu. Okazało się, że naprzeciw nich, a tuż za Irkiem i Heniem, z krzaków wyszedł lis.

– Nie ruszajcie się! I cicho! – krzyknął Karolek.

Ale kaczorki nie zamierzały się go słuchać. Przecież tak bardzo podobało im się dręczenie Karolka.

– O, proszę! Nasz bohater zaczyna wydawać rozkazy! – śmiał się Henio.

Pozostałe zwierzątka zbladły ze strachu. Nie wiedziały, co teraz robić: czy uciekać (a jeśli tak, to gdzie), czy stać w bezruchu, czy ostrzec Irka i Henia, czy raczej w ogóle się nie odzywać.

Tylko Karolek zachował zimną krew. Pomimo ciągłych żartów Irka i Henia, stanowczym, ale niezbyt głośnym tonem powiedział:

– Ja nie żartuję. Nie ruszajcie się, bo za wami jest lis! – wyjaśnił.

– Lis? Dobre sobie! Lis! Słyszałeś, Irek? – śmiał się Henio.

Ale szybko śmiać się przestał, gdy zobaczył minę Irka. Bo Irek ukradkiem odwrócił głowę do tyłu i faktycznie zobaczył lisa!

– Aaaaa! Ratunku! Na pomoc! Lis, tu jest lis! – zaczęły krzyczeć oba kaczorki i biegać wkoło. Z tego całego strachu, zapomniały, że powinny po prostu szybko odlecieć.

A lis tylko czekał na takie zamieszanie. Wiedział już, że przestraszone zwierzątka stracą głowę i będą łatwym łupem. Szybko doskoczył do Henia i capnął go za skrzydełko.

– Irku, na pomoc! Ratuj mnie, przyjacielu, pomóż! – krzyczał Henio.

Ale Irka już nie było. Skorzystał z tego, że lis zajął się Heniem, i szybko schował się za drzewo. Pozostałe zwierzątka też pouciekały w krzaki.

Naprzeciw lisa został tylko Karolek. Bardzo się bał, ale mimo wszystko współczuł Heniowi. Niewiele więc myśląc, skoczył na lisa i zaczął go mocno dziobać po łebku. Mocno trzepotał swymi wielkimi, skrzydłami i głośno, bardzo głośno kwakał.

Lis próbował wystraszyć Karolka, ale że w pyszczku trzymał skrzydło Henia, to nie bardzo mu to szło. A Karolek nie odpuszczał! Skakał po lisie, krzyczał i dziobał.

Wszystkie zwierzątka nie mogły uwierzyć w to, co widzą! W końcu Dzidek wpadł na pomysł, że może pomóc. Podleciał do lisa od tyłu i z całej siły ukłuł go swoim długim dziobem w zadek.

Auuuuu! Auuuuu! – zawył głośno lis, wypuścił z pyszczka skrzydło Henia i uciekł szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.

Poturbowany Henio podniósł się ze ścieżki, podszedł do Karolka i powiedział:

– Karolku, dziękuję. Ty naprawdę jesteś bohaterem. Znalazłeś prawdziwych przyjaciół i tego ci zazdroszczę – powiedział jeszcze i odleciał. Zranione skrzydełko sprawiało, że leciał bardzo powoli i nierówno. Co jakiś czas odwracał głowę na dół w stronę Karolka.

A Irek? Nikt nie wiedział, gdzie się podział. Po prostu uciekł.

Zwierzątka rozpływały się nad Karolkiem i jego odwagą.

– Karolku, to była najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam! – zachwycała się Zojka.

– Nikt nie ma większej odwagi od ciebie! – krzyczała radośnie Wicia.

– Jestem dumny, że mogę mieć takiego przyjaciela! – powiedział Jerzy.

A Karolek odrzekł:

– E tam… bo ten lis to jeszcze mały był.

Mysia, która siedziała cicho w kąciku, bardzo wzruszyła się słowami Karolka. Podeszła do kaczorka i powiedziała:

– Nieprawda, Karolku, lis był duży. Był dużo większy od ciebie.

– Ale przecież… tak robią przyjaciele, prawda? – odparł skromnie Karolek.

– Tak, kaczorku. Masz rację – rzekła myszka, czując w sercu i dumę, i radość z tego, jak bardzo Karolek się zmienił od ich pierwszego spotkania.


Ale jaki los spotkał dawne przyjaciółki Mysi ze spalonej polanki?

Rozdział 5 Przyjaciółki z polanki

Możesz również polubić…