Zmartwiony Karolek zapytał:
– Mysiu, jesteś dziś jakaś smutna. Czy coś się stało?
– Właśnie nie wiem, czy coś się stało. Myślę o moich przyjaciółkach z polanki. Nie wiem, czy im też udało się uciec przed pożarem – wyjaśniła myszka, głośno wzdychając.
– To może powinnaś ich poszukać? – stwierdził kaczorek.
– Poszukać? Jak, kaczorku, mam ich poszukać? Nawet nie wiem, w którą stronę mogły pójść. Nie wiem, czy poszły razem, czy osobno. Czy w ogóle udało im się z tego dymu wyjść cało.
– Ale jak nie sprawdzisz, to się nie dowiesz, prawda? – rzekł z przekonaniem kaczorek.
– Prawda, prawda – przytaknęła Mysia. – Ale jak ja mam ich szukać?
– Trzeba tam wrócić. Tak się szuka – wyjaśnił zdecydowanie Karolek.
– Wrócić? Mam wrócić na polankę? Ale ja się boję tam wracać – rzekła cicho myszka.
– Mysiu, to decyduj się: albo wrócisz i sprawdzisz, co się dzieje, albo nie marudź – odpowiedział stanowczo kaczorek.
Mysia po cichu liczyła na takie właśnie słowa przyjaciela. Bardzo chciała wrócić na polankę i zobaczyć, co z niej zostało. Ale się bała. Obawiała się też, że kaczorek stwierdzi, że to nierozsądny pomysł. A tu on powiedział to, co tak bardzo chciała usłyszeć!
– Karolku, a poszedłbyś ze mną na polankę? – zapytała myszka z wielką nadzieją w głosie.
– Oczywiście, że wybiorę się tam z tobą. Przecież nie będziesz znowu szła na tych maleńkich nóżkach. Polecisz na moich skrzydłach – rzekł wesoło Karolek.
– Na skrzydłach… Mam tylko nadzieję, że tym razem dolecimy bez przeszkód – powiedziała myszka, starając się również uśmiechać. Bo przecież na samo wspomnienie upadku z grzbietu kaczorka robiło jej się słabo.
– To kiedy lecimy? Może od razu? – zaproponował Karolek.
– W sumie możemy. Powiem tylko Wici, że nas nie będzie, żeby się nie martwili.
I polecieli…
A tymczasem w okolicach spalonej polanki
– Tu się nie da już żyć! Ja uważam, że powinnyśmy stąd iść jak najdalej – głos kuropatwy Kaliny był bardzo stanowczy.
– Iść? A gdzie niby mamy iść? Ja uważam, że należy poczekać. Za jakiś czas nasza polanka znowu będzie piękna! – Jaszczurka Joasia była zupełnie innego zdania.
– Ale za jaki czas? Co będziemy tu jeść? Gdzie będziemy mieszkać? – pytała Kalina. – Jeśli nie chcecie stąd iść, pójdę sama!
– Żanetko, a ty co myślisz? Też uważasz, że powinnyśmy stąd iść? – zapytała Joasia żabkę z nadzieją, że ta ją poprze.
– Hm… no ja to nie wiem. Mogłabym w sumie poszukać nowego domu, ale ja przecież daleko nie zajdę, więc nie wiem, czy to dobry pomysł – wyjaśniła flegmatycznie żabka Żanetka.
– No widzisz! Ja też daleko nie dojdę! – Jaszczurka podłapała argumentację żabki. – Ty jesteś mądra, bo masz skrzydła i możesz sobie podlecieć! – Joasia głośno walczyła o swoje.
– Przestańcie się wreszcie kłócić! Uszy już puchną od tych waszych dyskusji. – Zza krzaków przybiegła łasica Łajka. – Słychać was koło starego dębu!
Na te słowa łasicy kuropatwa i jaszczurka zamilkły. Łasica była stanowcza. I choć zwierzątka z polany nie za bardzo ją lubiły, to jednak liczyły się z jej zdaniem. Łajka zwiedziła sporo świata. Umiała żyć i w lesie, i na polance. A nawet blisko ludzi. Była odważna i waleczna. Tylko niestety nie była miła…
– Ale, Łajko, ja naprawdę uważam, że nie damy tu rady dłużej żyć. Że powinnyśmy poszukać innego miejsca na nowy dom – wyjaśniła spokojnie kuropatwa Kalina.
Jaszczurka Joasia postanowiła, że już nie będzie się odzywać, choć miała na to wielką ochotę. Trochę obawiała się jednak reakcji Łajki.
– To prawda. Musimy stąd iść. Przeszłam teraz całą polankę. Nie znalazłam Mysi – ani żywej, ani martwej. Nie wiem, co się mogło z nią stać. Ale teraz mniejsza z tym. Jeśli tu zostaniemy, umrzemy z głodu. – Łajka wyjaśniła zdecydowanym tonem.
Jaszczurka zachwycona wizją podróży nie była, ale cóż… Już wiedziała, że jeśli nie pójdzie z nimi, to zostanie sama. A sama zostać nie chciała.
– Tylko że ja daleko nie doczłapię. Ze mną to wy będziecie się gramolić i gramolić – powtórzyła swoje obawy Żanetka.
– Och, przestań, żabko! – krzyknęła łasica. – Nie mamy wyjścia. Szybko czy wolno musimy stąd ruszać. I to najlepiej od razu. Idziemy!
Po takim komunikacie zwierzątka ustawiły się w szeregu. Popatrzyły jeszcze tylko na swoją polankę, na miejsce, w którym razem spędziły tak wiele wspaniałych chwil. I choć podróż w nieznane wcale nie była tym, na co miały ochotę, to jednak rozumiały, że tak postąpić trzeba. Nawet Joasia.
Więc ruszyły w drogę wąską dróżką.
Tymczasem w górze
– Karolku, ależ tu jest przepięknie! Bardzo ci zazdroszczę tego, że potrafisz latać – zachwycała się widokami Mysia.
Był słoneczny dzień, wiał leciutki wiaterek, a ona szybowała po niebie niczym najprawdziwszy ptak. W tym zachwycie zapomniała już o poprzednim upadku i nawet przestała się bać.
– O! Widzę polankę – rzekł Karolek. – Już za chwilę będziemy na miejscu, Mysiu.
A w tym czasie na dróżce
– Ależ mnie bolą nogi, proszę, odpocznijmy sobie trochę! – marudziła Joasia. Prawdę mówiąc, nogi jeszcze jej tak bardzo nie bolały, ale chciała pokazać wszystkim, że jej opór wobec tej podróży był uzasadniony.
Do niej dołączyła żabka Żaneta:
– Właśnie, mnie też już nogi bolą, usiądźmy na chwilę. Przecież nigdzie się nam nie śpieszy.
– Nie śpieszy?! Jak to nie śpieszy! A gdzie będziemy niby spać? Tu na tej dróżce? – Łasica Łajka nie lubiła marudziarzy. – Jak chcecie, to sobie odpoczywajcie, ja idę dalej!
– Ja też idę dalej! – wtórowała jej Kalina. Kuropatwa od dawna podziwiała Łajkę za jej odwagę i stanowczość. Choć ta stanowczość sprawiała, że kuropatwa po prostu się łasicy bała. Teraz Kalina była zachwycona, że łasica myśli tak samo jak ona.
– No nie… – stęknęły cicho jaszczurka i żabka. I poszły dalej za kuropatwą i łasicą.
Były małe i wiedziały, że bez pomocy koleżanek nie będą bezpieczne podczas takiej wyprawy.
Nagle Łajka krzyknęła:
– Cicho! Coś słyszę!
Kalina, Żaneta i Joasia zamarły w bezruchu. Wiedziały, że łasica zawsze jako pierwsza wykrywała jakieś zagrożenie.
Zwierzątka stały na środku dróżki i nasłuchiwały. Faktycznie, było słychać jakieś dziwne odgłosy, których nie mogły zrozumieć.
– Ptak! Tam leci jakiś ptak! – krzyknęła wystraszona jaszczurka, która właśnie zobaczyła w górze Karolka.
– Ptak! O rety! Na pomoc, ptak, ptak! – Jeszcze głośniej krzyczała Żaneta, która też za żadne skarby nie chciałaby się spotkać z tym ptakiem.
W tym całym zamieszaniu, nawet kuropatwa Kalina wpadła w popłoch, choć przecież sama była ptakiem i żadna kaczka nie była dla niej zagrożeniem. Biegała w kółko i krzyczała:
– Ptak, ptak! Co robić? Gdzie się chować?
Tylko Łajka, jak zawsze, zachowała spokój.
– Co wy wyprawiacie! Żaneta, Joaśka chować się szybko pod krzaki. I cicho! Bo nas usłyszy!
Zwierzątka oczywiście w jednym momencie znalazły się pod krzakiem. Siedziały wtulone w siebie tak cichutko, że było słychać, jak biją im serduszka.
A u Karolka i Mysi
– Faktycznie, widzę już polankę – potwierdziła Mysia.
Miejsce wypalonej przez ogień polanki wyglądało z góry okropnie. W miejscu, gdzie kiedyś był domek Mysi, teraz była szaro–czarna plama. Ogromna, paskudna, śmierdząca spalenizną plama.
Mysi na ten widok łzy stanęły w oczach. Tym bardziej że podczas całej podróży nigdzie nie zauważyła swoich przyjaciółek: ani żabki Żanety, ani jaszczurki Joasi, ani łasicy Łajki, ani kuropatwy Kaliny.
– No to trzymaj się teraz mocno, myszko. Będziemy lądować na ziemi – powiedział kaczorek i zaczął frunąć na dół w okolice polanki.
A pod krzaczkiem
– Uff, poleciał. Nie zauważył nas. Wychodzimy – zarządziła Łajka. Od razu, na wszelki wypadek, powiedziała: – Dziewczyny, tak na przyszłość. Jeśli jeszcze raz zdarzy się taka sytuacja, jakieś niebezpieczeństwo, to nie chce słyszeć krzyków i biegania! Macie się natychmiast chować w krzaki! Zrozumiano?!
– Tak, tak. Rozumiemy. Będziemy pamiętać – potwierdziły wszystkie po kolei: i Joasia, i Żanetka, i Kalina.
– To idziemy dalej – rzekła Łajka.
Nie uszły zbyt wiele, jak znowu Joasia i Żaneta zaczęły prosić:
– Hej, dziewczyny, poczekajcie, zatrzymajmy się tu na chwilę. Nas już naprawdę nogi bolą, prosimy…
– No dobra, w sumie możemy chwilę odpocząć – odrzekła Łajka.
I tak przyjaciółki z polanki zaczęły się wygrzewać na ciepłym słoneczku. Patrzyły na piękne błękitne niebo, po którym wolno przesuwały się białe chmury. Odnajdywały w nich różne kształty i miały przy tym świetną zabawę.
– O, widzę mysz! Tam jest taka mysz jak… nasza Mysia – zauważyła Łasica.
Wszystkie zwierzątka posmutniały. Nawet Łajka, która w zasadzie nigdy nie pokazywała uczuć.
– Gdzie ty, Mysiu, jesteś? Co się z tobą stało? – zapytała Kalina.
– Ale koniec już tego leżenia. Pora w drogę – zdecydowała Łajka, która nie lubiła nad niczym i nikim się rozczulać.
I ruszyły w dalszą drogę.
Łasica szła oczywiście jako pierwsza, tuż za nią podążała Kalina, która uwierzyła, że podczas tej podróży może bardziej zaprzyjaźnić się z łasicą. A w pewnej odległości za nimi podążały umordowane Żanetka i Joasia.
– Wiedziałam, że ta podróż będzie dla nas za trudna! Ale nas przecież nikt nigdy nie słucha! – marudziły pod nosem żabka z jaszczurką.
– Co się znowu tak wleczecie! Szybciej. Niedługo zacznie się ściemniać! – poganiała ich Łajka.
– Szybciej, szybciej! – przedrzeźniała ją Joasia.
Przyjaciółki podeszły w końcu pod wielki las. Ten sam, w którym znalazła się Mysia po upadku z kaczorka. Był on naprawdę duży i nawet w dzień wyglądał przejmująco i groźnie.
Oczywiście wszystkie zwierzątka, poza Łajką, bały się do niego wejść.
– Dziewczyny, dajcie spokój. Czego się boicie! Las jak las! Co wy, w lesie nigdy nie byłyście?! – złościła się Łajka.
– Nie, w takim dużym nie byłam! Ja się boję! – odpowiedziała Joasia.
– Ja też się boję, tam na pewno są jakieś zwierzęta, które mogą nas zaatakować! – Z pomocą Joasi przyszła wystraszona Żaneta.
Tylko Kalina się nie odzywała. Bała się tak samo jak żabka i jaszczurka, ale nie chciała się do tego przyznać. Chciała, żeby Łajka w końcu ją doceniła.
– Dobra. Zrobimy tak. Wy tu poczekacie, a ja pobiegnę do lasu i się rozejrzę – oświadczyła Łajka.
– Świetny pomysł! – odpowiedziała szybko Kalina, ucieszona, że nie musi iść do lasu.
Żaneta i Joasia uradowały się jeszcze bardziej.
Łasica była naprawdę odważna i sprytna. Była pewna, że szybko się rozejrzy i wróci po koleżanki.
Czas jednak mijał, a łasicy nie było.
– Czemuż jej tak długo nie ma? – zastanawiały się zwierzątka.
– A może ona nas po prostu zostawiła i poszła dalej sama? – zapytała głośno Kalina.
– Ależ tak, na pewno tak zrobiła. Miała pewnie już dość waszego marudzenia! – Kuropatwa złościła się na żabkę i jaszczurkę. – I co teraz? Co my same bez Łajki zrobimy?
– O rety, nawet tak nie mów! To niemożliwe. Łajka na pewno by nas samych tu nie zostawiła! – tłumaczyła jaszczurka Joasia. Jednak w myślach sama przed sobą przyznała, że tak naprawdę mogło się tak stać. Przecież Łajka nigdy aż tak bardzo nikim się nie przejmowała.
– Aleśmy sobie kłopotu narobiły… – powiedziała Żaneta, która bardzo mocno uwierzyła w swoją winę.
Nagle zwierzątka usłyszały pisk Łajki:
– Aaaaaa! Ałaj! Ratunku! Na pomoc! Dziewczyny, jesteście tam?! Pomóżcie mi! – krzyczała Łajka.
Zwierzątka struchlały. Z jednej strony wiedziały, że powinny biegusiem polecieć do łasicy, żeby jej pomóc. Z drugiej jednak strony tak bardzo bały się tego lasu…
– No i co teraz? Co my mamy robić? – pytała nerwowo kuropatwa.
– Jak to co! Musimy jej pomóc – odpowiedziała stanowczo żabka Żanetka.
Ta stanowczość bardzo zadziwiła Joasię i Kalinę, gdyż Żanetka zazwyczaj była najmniej odważna i nigdy nie podejmowała samodzielnych decyzji.
– Ale nie boisz się? Przecież tam również nam może się coś stać! – Kalina wciąż miała wątpliwości.
– Pewnie, że się boję. Ale co, mamy tak tu stać i słuchać, jak jej się dzieje krzywda? – zapytała Żanetka. – Róbcie co chcecie, ja idę!
Chcąc nie chcąc, jaszczurka i kuropatwa poszły za żabką w stronę lasu.
A tymczasem na polance
– Popatrz, Karolku, tutaj miałam domek – powiedziała Mysia, pokazując małą dziurkę w ziemi.
Karolek nic się nie odzywał. Wiedział, że wspomnienia, z którymi musi się teraz mierzyć mała myszka, są na prawdę przykre i bolesne.
– Nic nie zostało. Ogień spalił wszystko. O, popatrz, tutaj mieszkała łasica Łajka. Nigdy jej jakoś za mocno nie lubiłam, ale teraz dałabym wszystko, żeby móc ją zobaczyć żywą – westchnęła Mysia. Z bliska widok polanki był jeszcze gorszy i smutniejszy niż z góry. Wszędzie leżały spopielone gałęzie, spalona ziemia cuchnęła okropnym swądem. Niestety, nigdzie nie było znajomych Mysi. – Karolku, ale jeśli ich tu nie ma, to może zdążyły gdzieś uciec, gdzieś się schować, tak jak ja, prawda? – zapytała Mysia z nadzieją.
– Może i tak – odpowiedział kaczorek. – Mysiu, myślę, że nie ma sensu stać na tej polance. Tu nikogo nie ma. Chyba trzeba poszukać twoich przyjaciółek gdzie indziej. Gdzieś poza tą polanką – powiedział Karolek, który wiedział, że musi jak najszybciej zabrać myszkę z tego smutnego miejsca. – Wskakuj na grzbiet i polecimy ich szukać dalej.
– Masz rację, kaczorku. Lećmy dalej – rzekła mysia, wdrapując się na Karolka.
A w ciemnym, wielkim lesie
– Pomocy! – Łajka wciąż nawoływała swe przyjaciółki. – Nie bójcie się, ja jestem tu sama!
– Och, słyszałyście! Jest sama. To super, chodźmy więc szybciej – rzekła Joasia, która nagle nabrała więcej odwagi.
– Łajko, Łajko, gdzie jesteś? – krzyczała głośno żabka, próbując odnaleźć łasicę.
– Tutaj, tutaj! Chodźcie szybciej! – Głos łasicy był już troszkę spokojniejszy.
Przyjaciółki szły za głosem Łajki. Przedzierały się przez gęste krzaki, raniąc się w stópki cienkimi igiełkami drzew. Nie zwracały jednak teraz na to uwagi, bo rozumiały, że łasica ma większe problemy. Drzewa zaczęły się jakby przerzedzać, aż w końcu zwierzątka dotarły na małą łąkę, na której rosło jedno drzewo. Ale łasicy nie było nigdzie widać…
– Hej, Łajka, gdzie ty jesteś? Odezwij się! – zawołała Kalina.
– Tutaj, tutaj! Jestem w jakimś dole. Jest tak wąski, że nie mogę się ruszyć – odpowiedziała Łajka.
– No to szukamy dołu! – rzekła Joasia. – Tylko uważajmy, żebyśmy same do niego nie wpadły.
I poszły na poszukiwania dołu i łasicy. Szły powoli i ostrożnie, uważając na każdy krok, jaki stawiały.
– O, jest! Jest Łajka! – krzyknęła kuropatwa.
Żanetka i Joasia szybko do niej podbiegły. Faktycznie, w dole siedziała uwięziona Łajka. Dół był bardzo głęboki i wąski. Na samym dnie było błoto, które dodatkowo uniemożliwiało łasicy wyjście.
– Jesteście! Super. Nie mogę się ruszyć. Pomóżcie mi… – Łasica jeszcze nigdy nikogo nie prosiła o pomoc. Zawsze to ona była najsprytniejsza i zawsze sama radziła sobie z wszelkimi problemami. Czuła się więc teraz bardzo nieswojo.
– Ależ oczywiście, pomożemy ci, ale nie wiemy jak – powiedziała przejęta Kalinka.
Wiedziała, że ma teraz możliwość zdobyć zaufanie Łajki, a nawet jej wdzięczność. Ale nic mądrego nie przychodziło jej do głowy.
Żabka i jaszczurka też bardzo chciały pomóc, ale one były malutkie. Więc już w ogóle nie miały pomysłu na to, jak mogą się teraz łasicy przydać.
Za to Łajka wiedziała, co należy zrobić.
– Posłuchajcie. Musicie znaleźć jakiś długi sznur, po którym się wespnę – wyjaśniła łasica.
– Sznur? Sznur? – pytała Joasia. – Jaki sznur?
– Nie wiem jaki, jakikolwiek! – krzyknęła Łajka. – Proszę, pośpieszcie się!
Zwierzątka dalej nie bardzo wiedziały, skąd mają wziąć sznur, ale już bały się pytać Łajki. Postanowiły poszukać czegoś przypominającego sznur.
– To ja pójdę tam na prosto, ty, Żanetko, idź na prawo, a ty, Kalinko, w lewo – zarządziła Joasia.
Koleżanki rozeszły się w trzy strony łąki i zaczęły poszukiwać sznurka. Lub czegoś podobnego. Na łące niestety nie znalazły nic, co mogłoby się im przydać. Wróciły zmartwione i zarazem przestraszone spodziewaną reakcją łasicy.
– Łajko, no nie możemy znaleźć żadnego sznurka… – rzekła drżącym głosem Żanetka.
– No to poszukajcie jakiejś gałęzi, długiej gałęzi! – huknęła z dołu Łasica, aż zwierzątkom stojącym na górze zagrzmiało w uszach.
Jaszczurka Joasia już tego nie wytrzymała:
– Wiesz co, Łajka, mogłabyś być trochę milsza. Przecież chcemy ci pomóc. To nie nasza wina, że na łące nie ma sznurków!
Łasica jednak nic się nie odezwała. Wiedziała, że jaszczurka Joasia powiedziała prawdę. To ona sama wpakowała się w te kłopoty i nie miała prawa krzyczeć na przyjaciółki, które naprawdę chciały jej pomóc. Były tylko przy tym trochę nieporadne. Ale Łajka jeszcze nigdy, ale to nigdy wcześniej nikogo nie przepraszała. Nawet gdy powinna była to zrobić. Teraz też jakoś słowo przepraszam nie mogło się jej przez usta przecisnąć.
– Dobra, chodźmy, poszukamy gałęzi – rzekła kuropatwa Kalinka, próbując rozładować nerwową sytuację.
– Tylko że po gałęzie, to trzeba wejść z powrotem do tego lasu – bąknęła jaszczurka tak, aby Łajka jej nie usłyszała.
– Trudno, innego wyjścia nie ma – powiedziała Żaneta.
I razem poszły poszukiwać gałęzi. To zadanie było już proste – w lesie szybko odnalazły gałąź. Problem pojawił się potem.
– No tak, ale jak my teraz mamy tę gałąź przynieść pod Łajkę? – zapytała Żanetka.
Faktycznie, gałąź była spora, a jaszczurka i żabka malutkie. Kuropatwa z kolei może by i dziobkiem gałąź złapała, ale sama jej do dołu nie dałaby rady dociągnąć.
– I co teraz zrobimy? – spytała Joasia.
– Nie mamy wyjścia, musimy to jakoś wspólnymi siłami tam dotargać – stwierdziła kuropatwa. – Zrobimy tak: ja złapię gałąź w dziobek i będę ją ciągnąć, a wy jakoś próbujcie ją popychać. Może się uda.
Jak pomyślały, tak zrobiły. Powolutku zaczęły przeciągać gałąź po ziemi. Ale lekko nie było. Gałąź co chwilę zahaczała o jakieś krzaki. Co chwilę wypadała Kalinie z dziobka.
– Nie, to nie ma sensu! – Kalina się poddała. – Nie damy rady tego tam dotargać. Jesteśmy za małe.
Kalina, Joasia i Żaneta rozejrzały się dookoła. Co prawda wyszły już z lasu, były już na polance, jednak do dołu, w którym była uwięziona łasiczka, była jeszcze długa droga.
– Ale przecież tak jej nie zostawimy, prawda? Nie możemy! Musimy jej pomóc – rzekła Żaneta.
– Dobrze, spróbujmy jeszcze trochę – powiedziała Kalina i znowu złapała w dziobek gałąź.
A co z Karolkiem i Mysią?
– Mysiu, myślę, że powinniśmy już wracać. Niedługo będzie ciemno, a twoich przyjaciółek nigdzie nie widać. Może wrócimy tu jutro i poszukamy jeszcze raz? – zaproponował kaczorek.
– Chyba masz rację. To dobry pomysł – powiedziała myszka. Ona chciałaby jeszcze zostać i szukać przyjaciółek, ale rozumiała, że jak zastanie ich noc, to sami będą mieć problem, żeby bezpiecznie do domu wrócić.
Więc zawrócili w stronę brzozowego gaju.
A na polance
– Proszę, odpocznijmy troszkę – prosiła Joasia, która naprawdę była zmęczona pchaniem dużej gałęzi.
– Masz rację. Odpocznijmy – potwierdziły Żaneta i Kalina. – Jesteśmy już w połowie drogi.
Niestety, jeszcze nie zdążyły sobie usiąść, gdy nagle usłyszały dziwny odgłos.
– Hej, słyszycie to? – zapytała Żanetka.
– Tak, słyszę. Ale co to jest? – zdziwiła się Joasia.
– Ależ to jest ten sam odgłos, co wcześniej. To ptak! Leci tu ten ptak! – krzyknęła Żaneta. – Uciekajmy do lasu!
I wszystkie trzy zaczęły w popłochu uciekać w stronę lasu. Niestety, znowu narobiły przy tym zamieszania i wrzasku. Wrzasku, który usłyszeli Karolek i Mysia.
– Karolku, słyszałeś coś? – zapytała podekscytowana Mysia.
– Tak, myszko, chyba właśnie słyszałem czyjeś głosy! – potwierdził kaczorek.
– Leć wolniej i może troszkę niżej – poprosiła Mysia.
Gdy podlecieli bliżej ziemi, myszka rozpoznała swoje przyjaciółki.
– Karolku, są! To one! Widzę kuropatwę Kalinę. Sfruń tam na dół na tę polankę, szybko! – krzyczała uradowana Mysia.
Niestety, koleżanki nie widziały Mysi na grzbiecie Karolka. Zobaczyły tylko tyle, że ten ptak zaczyna lecieć w ich stronę, i mało co nie umarły ze strachu. Szczególnie Joasia i Żanetka. Tak szybko, jak tylko umiały, pobiegły do lasu.
Gdy kaczorek wylądował już na ziemi, Mysia zaczęła głośno wołać kuropatwę:
– Kalinka, gdzie jesteś? To ja, Mysia. Proszę, pokaż się – wołała głośno myszka.
– Mysia? – zdziwiła się Kalina. – Dziewczyny, widzicie? Tam jest Mysia, nasza Mysia!
Zwierzątka pędem wybiegły z powrotem z lasu na spotkanie z myszką. Jednak nie miały odwagi podejść do kaczorka. Myszka szybko je zrozumiała. Sama przecież długo bała pokazać się Karolkowi.
– Hej, nie bójcie się, podejdźcie do mnie. To jest mój nowy przyjaciel, który pomógł mi po pożarze naszej polanki. Ma na imię Karolek i nie zrobi wam krzywdy – zapewniała Mysia.
Po tych słowach, zwierzątka szybko podbiegły do myszki. Tak bardzo się cieszyły z tego spotkania! Po pierwsze dlatego, że w końcu odnalazły Mysię, a po drugie wiedziały, że myszka może im pomóc wyciągnąć Łajkę z dołu.
– Ale gdzie jest Łajka? – zapytała Mysia.
– Łajka też jest z nami. Tyle że mamy z nią pewien problem… – wyjaśniła Joasia.
– Jaki problem?
– Otóż Łajka wpadła do dołu. O tam. – Pokazała Kalina. – I nie bardzo umiemy jej pomóc. Znalazłyśmy już gałąź, żeby Łajka mogła się po niej wspiąć, ale jest ona dla nas zbyt ciężka i nie możemy jej do tego dołu dociągnąć.
Myszka szybko podbiegła do dołu.
– Łajka! Nie bój się, zaraz ci pomożemy stad wyjść – rzekła Mysia.
– Mysia? A skąd się tu wzięłaś? Myślałam, że nie udało ci się uciec z pożaru. – Łasica ucieszyła się na widok myszki.
– Łasiczko, potem ci opowiem moją historię. Teraz musimy cię stąd wyciągnąć. Pomoże nam kaczorek, mój nowy przyjaciel – powiedziała myszka i zaraz zabrała się do pracy.
– Kaczorek? – zapytała zdziwiona Łajka.
Ale myszka już nie słyszała tego zapytania. Razem z Karolkiem stali już koło gałęzi.
Karolek poczuł, że to on musi pokierować dalej doniesieniem gałęzi. Był przecież największy i najsilniejszy ze wszystkich zwierzątek.
Szybko więc porozdzielał zadania.
– Ja złapię gałąź z przodu, a ty, kuropatwo, złapiesz ją z tyłu i podlecimy ten kawałek do łasicy – oświadczył. – A wy szybko biegnijcie do dołu – powiedział do Mysi, Żanety i Joasi.
Wszystkie zwierzątka oczywiście bez dyskusji posłuchały kaczorka, który wydał im się bardzo mądry i silny.
Gdy już wszyscy byli koło dołu, Karolek powiedział:
– To teraz wpuścimy powoli gałąź do dołu. Tak mocno jak tylko umiemy, musimy wszyscy tę gałąź trzymać. Zaczynamy! – zarządził kaczorek.
Gałąź faktycznie powoli zsuwała się do dołu, w którym była uwięziona łasica.
Zwierzątka starały się z całych sił, aby gałąź im się nie wyślizgnęła.
– Jeszcze troszkę, jeszcze troszkę! – wołała z dołu łajka. – Już zaraz ją złapię!
Nagle zwierzątka poczuły lekkie szarpnięcie i za chwilę zobaczyły Łajkę.
– Jesteś! Ach, Łajko, ależ się cieszymy, że jesteś cała i zdrowa! – ucieszyły się zwierzątka.
– Ja też jestem bardzo szczęśliwa! Już zaczęłam się bać, że będę musiała spędzić w tej pułapce całą noc! – powiedziała łasiczka. – Cieszę się, że mi pomogliście.
– Wiesz, Łajka, tak robią przyjaciele – stwierdziła Mysia, uśmiechając się do Karolka.
Łajka czuła, że powinna podziękować swym przyjaciołom, a Żanetkę, Joasię i Kalinę przeprosić za swoje niemiłe zachowanie. Ale tak ciężko było jej to zrobić…
W końcu jednak powiedziała:
– Posłuchajcie, chcę wam wszystkim bardzo, bardzo podziękować. Wiem, ile wysiłku kosztowała was ta pomoc.
Zwierzątka zerknęły po sobie nawzajem, bo po raz pierwszy słyszały od łasicy takie słowa. A ona powiedziała jeszcze:
– Ale chcę was też bardzo przeprosić. To znaczy ciebie Żanetko, Kalino i Joasiu, że byłam dla was taka niemiła. Nawet wtedy, gdy siedziałam uwięziona w tej dziurze. Przepraszam i mam nadzieję, że nie będziecie mi tego długo pamiętać.
Teraz zwierzątka już w ogóle wpadły w zdziwienie. Łajka ich przeprosiła! Łajka, ta Łajka! Ta która zawsze wszystko robiła najlepiej, która zawsze wszystko wiedziała najlepiej, która nigdy z nikim specjalnie się nie liczyła i która nigdy nie okazywała nikomu jakiejkolwiek sympatii.
– Nie ma sprawy, Łajka. Ale teraz musimy się stąd zbierać, bo niedługo będzie ciemno – stwierdziła szybko Joasia.
– Ale niby gdzie mamy się zbierać? My nie wiemy, dokąd pójść. Musimy dopiero znaleźć jakieś schronienie – wyjaśniła łasica.
– To poszukacie go sobie jutro. Dziś zapraszamy was do siebie. Do brzozowego gaju. Prześpicie się, odpoczniecie, a potem zadecydujecie, co dalej – zaproponował Karolek.
– Naprawdę możemy zatrzymać się u was? To wspaniale! – ucieszyły się zwierzątka z polanki.
– Ale chwila. Jak my się tam dostaniemy? – zapytała Żanetka, która naprawdę nie miała już siły na dalszą podróż.
– Tak jak Mysia. Ja zabiorę na grzbiet Mysię i żabkę. A kuropatwa zabierze jaszczurkę – oświadczył Karolek.
– A łasica? – zapytała Kalina.
– O mnie się nie martw. Ja pójdę pieszo. Bez was dojdę do brzozowego gaju naprawdę szybko – powiedziała Łajka z uśmiechem na ustach . – Tylko, proszę, Karolku, leć wolniej, żebym nie straciła cię z oczu.
– Jasne, będę o tobie pamiętał – odrzekł kaczorek.
I wszyscy polecieli w stronę brzozowego gaju.
Mysia była najszczęśliwszą myszką na świecie. Odnalazła swych bliskich z polanki i zyskała nowych, wspaniałych towarzyszy w brzozowym gaju. Na własne oczy widziała wielką przemianę Karolka – z gadatliwego chwalipięty w mądrego, życzliwego i odważnego przyjaciela. Słyszała przeprosiny Łajki, zobaczyła odwagę małej jaszczurki i żabki.
A Karolek? Karolek – podobnie jak przyjaciółki Mysi z polanki – również zamieszkał w brzozowym gaju. Znalazł piękne miejsce tuż obok jeziorka i w końcu codziennie mógł się w nim pluskać do woli. Czasami zastanawiał się, co się stało z Irkiem i Heniem. Ale nie tęsknił za nimi. Wiedział, że najprawdziwszych przyjaciół ma właśnie tu – w brzozowym gaju.