Przed wielu laty, tuż przy piaszczystej plaży leżała mała, rybacka wieś. Było w niej tylko trzynaście domów. Wszystkie były
do siebie bardzo podobne, a nawet chyba takie same. Wszyscy mieszkańcy mieli podobną pracę, a nawet chyba taką samą –
wszystkie mamy zajmowały się dziećmi i domem, a wszyscy ojcowie łowili ryby. Wszyscy chłopcy uczyli się zawodu rybaka.
Wszyscy – poza małym Antkiem.
– Mamuś, a czy tatuś był silny? – zapytał Antek mamy, gdy kładli się do snu. – Tak jak tato Witka?
– Tak, synku. Twój tatuś był silnym, mądrym i odważnym człowiekiem. I bardzo cię kochał.
– A czy ja jestem do niego podobny?
– Tak, Antosiu, jesteś – odpowiedziała mama, gładząc syna po kręconej czuprynce. – Jesteś, i to bardziej, niż myślisz… –
westchnęła po cichu.
Mama Antosia miała na imię Aniela i była wspaniałą mamą. Nie mogła wypłynąć z synkiem w morze, tak jak robili to ojcowie
innych dzieci, dlatego zawsze przed spaniem opowiadała Antosiowi niesamowite morskie historie. Aniela miała kiedyś męża –
rybaka. Każdego dnia wstawał rano, gdy było jeszcze ciemno, i wyruszał w morze. Docierał do najdalszych zakątków morza
i przywoził najpiękniejsze i największe ryby. A wieczorami opowiadał swojej żonie o wszystkich przygodach, jakie go spotykały.
To dzięki tym opowieściom Antoś pokochał morze tak mocno, jak jego tatuś.
– Mamuś, mamuś, chodź szybko! Tata Witka wrócił z morza! Chodź, zobaczymy, co złowił! – wołał uradowany Antoś.
– Dobrze, syneczku, chodźmy.
Mama mocno przytuliła synka i poszli razem na plażę.
– Witaj, Antoś! – Tato Witka już z daleka witał małego chłopca.
Ten spracowany mężczyzna rozumiał, że Antkowi bardzo brakuje taty, i często spędzał z nim czas. Wiedział, że chłopiec kocha
morze, więc chciał choć trochę go o nim nauczyć.
– Chłopaki, patrzcie! Już dawno nie złowiłem tak dużych ryb. Ale łatwo nie było! Jak pomożecie mi wyczyścić sieci, to wam
opowiem, jak walczyłem z tymi potworami.
– Hura!! Pewnie, że ci pomożemy tato! – zawołał Witek. I szybciutko razem z Antkiem zabrali się do pracy.
Antek bardzo zazdrościł koledze, że ma tatę, z którym kiedyś będzie pływał po morzu.
– Mamuś, ale ja też kiedyś będę miał łódkę i wypłynę w morze, prawda? – zapytał pewnego razu Antoś mamę.
– Tak, synku, oczywiście, że tak – odpowiedziała mama, choć w głębi duszy myślała, że nigdy nie będzie to możliwe. Bo niby
z kim miałby tam popłynąć?
Czas mijał, Antoś dorastał.
Gdy miał 10 lat, zapytał mamy:
– Mamuś, wiesz, że tato Witka zrobił sobie nową łódź? Jest taka piękna, duża i kolorowa.
– Podoba ci się?
– Tak, bardzo! Mamuś… A czy… czy… – zaciął się Antek.
– Co syneczku? O co chcesz zapytać?
– A czy ja mógłbym popłynąć w morze z Witkiem i jego tatusiem? – wydukał nieśmiało Antoś.
– Antosiu, nie! – krzyknęła mama. – Nie zniosę, jeśli i tobie coś się stanie!
– Oj, mamo…!
Antoś pobiegł nad morze. Usiadł tuż przy samym brzegu na mokrym, zimnym piachu. Fale co chwila zalewały mu stopy,
porywając jego łzy. Rozumiał mamę – morze zabrało jej przecież ukochanego męża. Ale chłopiec tak bardzo to morze kochał!
Tak bardzo chciał je poznać. Tak bardzo chciał przeżyć i zobaczyć to, co widział jego tato.
– Przepraszam, synku – powiedziała mama, gdy Antoś wrócił do domu. – Przepraszam, że krzyknęłam. Ale kocham cię i bardzo
się o ciebie martwię. Zrozum…
– Tak, mamuś, rozumiem – rzekł Antoś i pocałował spłakane oczy mamy.
Aniela wiedziała już jednak, że nie poskromi jego miłości do morza…