Rozdział 2. Po drugiej stronie wydmy

Pewnego razu Antoś postanowił zobaczyć, co jest za ogromną wydmą, która wyrosła na plaży, rozdzielając ją na dwie części.

Mama mówiła mu kiedyś, żeby tam nigdy nie szedł, że tam jest niebezpiecznie. Ale chłopięca ciekawość okazała się silniejsza…

– O rety, ależ tu wysoko… – sapał Antoś, wspinając się na górę.

Wiedział, że wydma jest wysoka i że nie będzie łatwo się na nią wdrapać, ale z bliska była  po prostu olbrzymia! Nogi co chwila

zsuwały się Antosiowi w dół, co chwila się wywracał.  Słońce prażyło niemiłosiernie i chłopiec kilka razy miał ochotę zawrócić.

Postanowił sobie  jednak, że się nie podda, że musi wejść na samą górę.

Wyczerpany, obolały Antek w końcu dotarł na szczyt wydmy. Gdy rozglądnął się dookoła,  jego serce ogarnął zachwyt, jakiego

nie czuł nigdy wcześniej. Widok, jaki mu się teraz ukazał, był bajeczny: morze – jego ukochane, ogromne morze nie chciało mieć

końca. Było spokojne, ciche i piękne. Gdzieś daleko Antoś widział statki, które wyglądały jak małe zapałki, bliżej widział małe

rybackie łódeczki. Stał tam na samym szczycie wydmy nieruchomo –  tylko jego złotą czuprynę wiatr roztrząsał na wszystkie

strony.

– „Kiedyś popłynę tak daleko, jak mój tatuś” – pomyślał szczęśliwy chłopiec.

Ale przypomniał sobie za chwilę, że przecież miał zobaczyć, co jest po drugiej strony  wydmy. Rozejrzał się więc po plaży i… nie

zobaczył tam nic nadzwyczajnego. Plaża jak  plaża. Było na niej tylko więcej kamieni, starych gałęzi i pni. To jednak było

normalne – po tej  stronie wydmy nikt przecież nie mieszkał.

– Niby co tu może być niebezpiecznego? – dziwił się Antek, przypominając sobie  przestrogę mamy.

Już miał wracać do domu, gdy nagle zobaczył małą łódkę na horyzoncie.

– „Cóż to za łódka?”  – zastanowił się Antek. – „Hm… przecież nikt w wiosce nie ma  takiej czerwonej łodzi. Kto to jest?”

Antek postanowił przyjrzeć się nieznajomemu. Położył się więc na piachu i obserwował.  Czerwona łódka dobiła do brzegu.

Wysiadł z niej starszy człowiek. Od razu było widać, że jest świetnym rybakiem – w sieci miał tak dużo ryb, że ciężko mu było tą

sieć z łódki  wyciągnąć. Gdy już uporał się z połowami, usiadł na pniu drzewa i zapalił fajkę. Niby nie robił  nic wyjątkowego, ale

Antek nie mógł oderwać wzroku od tego staruszka. W końcu rybak  zabrał ryby i poszedł plażą w stronę lasku.

– „Kim jest ten człowiek? Dlaczego nie mieszka z nami we wsi?” – W głowie Antka  rodziło się mnóstwo pytań.

– Mamuś. Chciałbym cię o coś spytać – powiedział wieczorem przy kolacji.

– Tak, synku?

– Czy znasz tego staruszka, który mieszka po drugiej strony wydmy?

Mama odłożyła łyżkę i schyliła głowę w dół. Po chwili spokojnym tonem powiedziała:

– Antosiu, prosiłam, żebyś tam nie chodził. Dlaczego mnie nie posłuchałeś?

– Mamuś, ale ja nie byłem po drugiej stronie, ja tylko wszedłem na wydmę i z daleka  go zobaczyłem – tłumaczył Antek.

– Antosiu, nie znam go. Nikt nie wie, kim on jest. Ludzie mówią, że jest dziwny i zły.

– Dziwny i zły? Ale dlaczego tak mówią?

– Syneczku, nie wiem, ale proszę cię, żebyś tam nie chodził.

Nic z tego wszystkiego Antoś nie rozumiał. Jak starszy człowiek mógł być zły? I dlaczego tak  o nim mówią, skoro nikt go nie

zna?

Antoś stwierdził, że musi dowiedzieć się prawdy. Po kryjomu, tak żeby mama nie wiedziała, chłopiec chodził na wydmę

i przyglądał się  nieznajomemu. Im więcej Antoś wiedział o starszym Panu, tym bardziej nie rozumiał mamy. 

Nieznajomy sprawiał wrażenie spokojnego rybaka. Co rano wypływał w morze, po południu wracał. Wyglądało na to, że mieszkał

sam, bo nigdy nikogo z nim nie było.Nie wiedzieć czemu, coś ciągnęło Antosia do tego człowieka.

Pewnego popołudnia chłopiec znowu leżał na wydmie i go obserwował. Był zdumiony tym,  że rybak zawsze przywoził pełne

sieci. Rybacy z jego wioski nie łowili nawet połowy tego,co starszy pan. Rybak właśnie wyciągał sieć z łódki. Niestety poślizgnął

się na mokrym piachu i upadł na ziemię. Głośno przy tym krzyknął. Antoś wiedział, że rybakowi potrzebna była  pomoc – nie

mógł sam podnieść się z ziemi.

– „I co ja mam teraz zrobić? Co robić?” – Antoś nerwowo się zastanawiał. 

Bardzo chciał w końcu zejść do tego pana i go poznać, ale w głowie wciąż słyszał głos mamy, że to zły człowiek.

– „Zły czy nie zły, trzeba mu pomóc. Zresztą jest ranny, więc nie da rady mnie skrzywdzić” – pomyślał Antek i szybko zbiegł

z wydmy.

– Kim jesteś?! – krzyknął starszy pan na widok chłopca.

– Antek, jestem Antek. Chcę panu pomóc.

– Nie potrzebuję twojej pomocy! Idź stąd!


Faktycznie, rybak nie był zbyt przyjemny. Ale ciekawość Antosia nie dawała się zastraszyć.

– Ale może ma pan złamaną nogę, pomogę panu chociaż wstać.

Rybak popatrzył na Antka. Po chwili milczenia powiedział:

– Dobra, pomóż mi wstać i zmykaj!

Ależ się Antek ucieszył! Ostrożnie podniósł mężczyznę i posadził na pniu drzewa.

– Bardzo boli? – zapytał Antek.

– Trochę, poradzę sobie. Możesz już iść. – Starszy człowiek wciąż był niemiły.

Ale w końcu Antek miał okazję przyjrzeć mu się z bliska. „Staruszek” tak naprawdę nie był 

staruszkiem. Był niski i przygarbiony, ale z bliska wyglądał dużo młodziej. Gdy nieznajomy 

zdjął czapkę, Antoś zobaczył jego twarz – rybak miał piękne błękitne oczy, tak błękitne jak 

morze w słoneczny dzień. Miał jasne, dłuższe włosy i dużą bliznę na czole. Na jego twarzy 

wyrysowane były trudy jego życia.

– No zmykaj mały! – powtórzył rybak.

– Ale może Panu jeszcze pomóc? Może te ryby gdzieś zaniosę? – upraszał Antek.

Rybak znowu chwilę pomyślał. Wiedział, że sam z bolącą nogą nie poradzi sobie z siecią  pełną ryb. Nie chciał jednak pokazać

Antkowi, gdzie mieszka. Powiedział więc:

– Wypuść je do wody.

– Do wody? – zdziwił się Antek. – Nie szkoda Panu?

– Mówię do wody, to do wody! Chyba że chcesz sobie jakąś wziąć, to weź i leć już  do domu!

Antek w sumie miał ochotę zabrać rybę, ale co by powiedział mamie, gdyby spytała, skąd ją  ma? Przecież takie ryby nie pływają

zaraz koło brzegu.

– Nie dziękuję.

Antek wypuścił więc ryby do wody i zaczął iść w stronę wydmy. Gdy odszedł już kilka kroków, rybak zawołał do niego:

– Hej mały! Dziękuję!

„Dziękuję”. „Dziękuję”. To słowo cały czas szumiało w głowie Antka.

– „Podziękował mi, więc nie może być zły!” – pomyślał uradowany Antoś.

Chłopiec, oczywiście, nic nie mówił mamie o dzisiejszym spotkaniu. Długo nie mógł zasnąć. 

Wciąż wracał myślami do tego dziwnego pana. Był pewien, że rybak nosi w sobie jakąś  tajemnicę. I postanowił sobie, że bez

względu na wszystko, kiedyś ją pozna.

Następnego dnia Antoś znowu poszedł na wydmę. Rybak akurat był na plaży, siedział na swoim ulubionym pniu i trzymał

w rękach jakieś papiery. Wyglądał tak, jakby rozmawiał sam  ze sobą. Ten widok rozbawił Antka. Bardzo chciał wiedzieć,

co przybysz robi, ale nie miał  jeszcze na tyle odwagi, by ponownie zejść z wydmy.

– A może jak wstanę, to rybak mnie zobaczy i mnie do siebie zawoła? – bąknął pod  nosem chłopiec.

I jak Antek pomyślał, tak zrobił. Wstał z piachu, wyprostował się tak, by wyglądał na  wyższego, niż naprawdę był. Gdy tylko

rybak odwracał głowę w stronę wydmy, Antoś skakał i  machał rękami. Niestety, rybak go nie zauważał. W końcu Antek

postanowił, że głośno powie ‘dzień dobry’!

– Dzień dobry Panu! – zawołał Antoś najgłośniej jak tylko umiał.

Rybak usłyszał chłopca. Odwrócił głowę w stronę wydmy i kiwnął ręką. Już się Antoś  ucieszył, już myślał, że to dobry znak,

gdy rybak w pośpiechu pozbierał wszystkie papiery i  kuśtykając, pobiegł w stronę lasku.

– On faktycznie jest jakiś dziwny. Ale i tak do niego wrócę – oznajmił Antek.

Następnego dnia Antoś siedział na wydmie i obserwował rybaka. Gdy ten się zorientował, że chłopiec ponownie przyszedł, zaczął

się dziwnie zachowywać. Podchodził pod wydmę, machał rękami tak, jakby zapraszał chłopca. Za chwilę znowu ze złością wracał

z powrotem  do swojego pnia. Trwało to kilka minut, w końcu rybak zawołał:

– Mały, chodź no tu!

Antkowi serce stanęło w gardle. Bardzo się ucieszył, przecież właśnie na to czekał, ale z  drugiej strony, nie wiedział, co ten

dziwny człowiek może od niego chcieć.

– Wyglądasz na bystrego chłopaka. A ja potrzebuję sznura. Pomożesz?

– Sznura? Jakiego sznura? – spytał zdziwiony chłopiec.

– Rybackiego: mocnego, grubego.

– A dużo go pan potrzebuje?

– Dużo. Oczywiście zapłacę ci za niego – wyjaśnił rybak.

Antoś był najszczęśliwszym chłopcem na ziemi. Rybak, którego tak bardzo chciał poznać,  prosił go teraz o pomoc.

– Jasne, że pomogę. Jeszcze dziś poszukam sznura.

– Kajtek? Dobrze pamiętam?

– Nie, jestem Antek.

– Czemu tu przyszedłeś? Przecież ludzie ze wsi zakazują dzieciom przechodzić przez wydmę – stwierdził rybak.

– Wiem, moja mama też nie wie, że tu przychodzę. Ale ja nie wierzę, że pan jest …  zły – powiedział nieśmiało Antek.

– Zły? Hahaha. Teraz tak o mnie mówią?

Rybak długo nic nie mówił, palił fajkę i patrzył w morze, które dziś było niespokojne. Fale  rozbijały się o plażę z ogromną siłą,

tworząc piękne kaskady piany.

– Może i mają trochę racji – powiedział w końcu rybak. – Może i jestem zły… To by  pasowało do mojego imienia. Ale nie bój

się mnie, nie zrobię ci nic złego. Fajny z ciebie chłopak.

– A jak ma pan na imię?

– Gniewosz.

– Gniewosz? Nie znam takiego imienia.

– Bo ja nie jestem stąd, synu.

Synu… Antkowi zawirowało w oczach, gdy usłyszał to słowo. Jeszcze nigdy żaden  mężczyzna nie powiedział do niego „Synu”.

Przynajmniej on tego nie pamiętał. Ale przecież to nie było możliwe, żeby Gniewosz był ojcem Antka. Jego tato na imię miał

Jaromir.

– No dobra, dość tych pogawędek na dziś. Leć, rozejrzyj się za tym sznurem i jutro daj znać, czy się uda.

– Jasne, już lecę.

– Ale nie wdrapuj się już na tą wydmę. Chodź, pokażę ci inną, łatwiejszą drogę. I nie  mów mi  pan. Mów mi Gniewosz –

powiedział rybak i poprowadził Antka drogą przez lasek.

Antek nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Miał okazję poznać wyjątkowego rybaka. Skoro nie był stąd, to musiał pływać po

całym morzu. Musiał tak wiele wiedzieć i widzieć. Antoś miał nadzieję, że dowie się od Gniewosza wielu wspaniałych rzeczy.

Chłopiec nie próżnował. Od razu pobiegł do rybaków, którzy właśnie wracali z morza z połowami. Udało mu się zdobyć nie jeden,

a dwa duże, mocne, grube sznury. Wiejscy rybacy zastanawiali się, po co one są Antkowi potrzebne, ale wszyscy chcieli być dla

niego mili, więc nikt nie robił problemów.

Na drugi dzień szczęśliwy Antek znowu przyszedł do Gniewosza. Rybak już na niego czekał.

– Brawo Kajtek! Zuch z ciebie! Świetnie się spisałeś! – Gniewosz był bardzo  zadowolony.

– Antek, jestem Antek, nie Kajtek.

– Aha, no tak, przepraszam. Skąd wziąłeś te sznury?

– Od rybaków we wsi.

– Pytali, po co są ci potrzebne?

– Nie, choć myślę, że są ciekawi.

– Proszę, weź pieniądze i potem im zapłać – powiedział Gniewosz i ze skórzanej sakiewki wyjął srebrne monety.

– Ale… Ale to strasznie dużo! –  wydukał Antek.

– Innych pieniędzy nie mam. Zresztą, te sznury są dla mnie teraz bezcenne – wyjaśnił  Gniewosz.

– Tylko co powiem rybakom, gdy mnie spytają, skąd mam takie pieniądze?

– Nie wiem Kajtek, coś wymyślisz, jesteś mądry chłopak – uśmiechnął się Gniewosz.

– Antek – poprawił z uśmiechem chłopiec rybaka. – Jestem Antek.

– Dobra, dobra. Leć już do domu, bo się rodzice będą martwić.

– Ale ja mam tylko mamę…

– Przepraszam, nie wiedziałem – Gniewosz poczuł się trochę niezręcznie i nie  wiedział, co powinien teraz chłopcu powiedzieć,

więc milczał.

– Tata zaginął, gdy byłem mały. Miałem chyba trzy latka, nawet go nie pamiętam – wyjaśnił Antek.

– Masz w takim razie dzielną mamę. Dobrze cię wychowała.

Gniewosz miał rację. Mama Aniela stworzyła Antkowi cudowny, ciepły dom. Codziennie z  nim rozmawiała, bawiła się.

Wychowała go na mądrego, grzecznego chłopca, którego lubili wszyscy mieszkańcy wsi. Mimo że nie miał taty, Antek był bardzo

odważny.

Chłopiec wrócił do wioski i z bijącym sercem poszedł do taty Witka.

– Proszę, tu są pieniądze za sznur.

Tato Witka mocno się zdziwił, gdy zobaczył w ręce chłopca srebrne monety. Ale on już domyślał się prawdy…

– Antek, nie będę się pytał, skąd masz te pieniądze, bo ja chyba wiem. Byłeś u rybaka za wydmą, prawda?

Antek bardzo się wystraszył. Nie wiedział, co powiedzieć.

– Nie bój się. Wiem, że twoja mama jeszcze o tym nie wie, ale ja jej tego nie powiem. Kiedyś sam to zrobisz.

– Ale skąd pan wie, że byłem za wydmą?

– Bo jesteś taki jak twój tato. A twój tato na pewno by tam poszedł. Był wspaniałym człowiekiem.

– Dziękuję. A czy Pan wie coś o tym rybaku? Skąd on tu przypłynął, dlaczego mieszka sam?

– Nie wiem Antku. Przypłynął już dawno temu. Myślę, że spotkało go w życiu coś złego.

Tato Witka zamyślił się na chwilę i powiedział:

– Antek, jesteś bardzo mądrym dzieciakiem.

– To trochę dzięki Panu – uśmiechnął się chłopiec. – To Pan mnie nauczył wiązać  sznury, czyścić sieci, dbać o łódź.

– Nie mały, nie chodzi o pracę przy rybach. Ty wiesz, jak żyć. Zrobiłeś coś, co dawno  powinni zrobić dorośli z naszej wsi.

Dałeś temu rybakowi szansę na przyjaźń. A przecież każdy ma do niej prawo…

Antek był bardzo zadowolony ze spotkania z ojcem Witka. Postanowił, że w końcu zapyta  Gniewosza o jego historię.

Rekomendowane artykuły