Rozdział 1. Krecik i jego tajemnica

Był piękny, rześki poranek. Słońce właśnie wstawało, wypuszczając swe jasne, złociste promienie na chłodną, zroszoną trawę. Smugi słońca przebijały się też przez małe, zgrabniutkie listki brzóz. Przez wiele lat drzewa te pięknie ukształtowały tutejszy krajobraz. Stworzyły urzekający brzozowy gaj, okalający nieduże jeziorko, które teraz uroczo odbijało wiązki słońca. Bliskość wody sprawiała, że to miejsce zamieszkiwało dużo przeróżnych zwierząt i ptaków. Zwierzątka zazwyczaj zgodnie ze sobą współpracowały, ale czasem… oj różnie bywało.

Lecz… nie uprzedzajmy faktów.

– O rety! Ratunku! – krzyczał wystraszony krecik Kazio. – A cóż to? Co się stało?

Krecik był pewien, że tym korytarzem doczłapie do swoich ukrytych smakołyków, że to właśnie tu schował wczoraj śliczną, różowiutką dżdżownicę. A tymczasem norka była zupełnie pusta… – Ojej – stęknął. – „Jestem taki głodny. Ale chwila, może jednak się pomyliłem? Może moja dżdżownica czeka na mnie w innym miejscu?” – myślał krecik i na jego małym pyszczku pojawił się na chwilę uśmiech.

Krecik niewiele widział, ale miał za to doskonały węch. Zaczął więc noskiem szukać zapachu swego smakołyku i… niestety go znalazł.

-– No nie. Czyli jednak tu była. Ale gdzie teraz jest? Przecież sama nigdzie nie poszła… – Próbował zrozumieć sytuację Kazio. Nagle wąsiki krecika zaczęły się trząść.

– Oj, oj niedobrze… Czuję jakiś zapach. Czyj to zapach? – Krecik Kazio próbował szybko przypomnieć sobie wszystkie zapachy, jakie do tej pory poznał, ale na próżno… Nikt i nic nie przychodziło mu do głowy. Jednak krecik wiedział już jedno – do jego norki zawitał nieproszony gość.

– Gość? Jaki gość? Przecież to nie gość, a jakiś intruz, złodziej jakiś!! – krzyknął sam do siebie Kazio. – Poczekaj no, gagatku. Ja tu cię niedługo złapię! – zapowiedział krecik. I trochę smutny, trochę zły, trochę wystraszony, ale za to bardzo głodny, poszedł Kazio szukać nowego śniadania.

Cały dzień Kazio miał zły humor. Z nikim nie chciał ani rozmawiać, ani się bawić. Przecież każdy mógł być złodziejem jego dżdżownicy! A on nie chciał się przyjaźnić z tym opryszkiem. Postanowił więc sobie, że dopóki nie dowie się, kto zakradł się do jego norki, będzie niemiły dla wszystkich.

– Hej, Kaziu, witaj! – zawołał jeżyk Jerzy.

Ale krecik jakby nie słyszał. I nie dlatego, że nie chciał, ale mała główka krecika zaprzątnięta była jedną myślą – odnaleźć złodzieja.

– Kaziu, co się z tobą dzieje? – krzyknął Jerzy.

– Słucham? Co się stało? – odpowiedział wybity z zadumy Kazio.

– No to ja się pytam, co się stało. Wołam i wołam do ciebie, a ty nie słyszysz, czy co?

– Przepraszam, ale nie mam czasu na rozmowę, śpieszę się.

– Śpieszysz się? A dokąd?

– Nie musisz wiedzieć, mam ważne sprawy do załatwienia! – odrzekł naburmuszony Kazio.

– Ale może ci jakoś pomogę? – dopraszał się jeżyk.

– Czy ty nie słyszysz, co mówię? – krzyknął już zezłoszczony krecik. – Nie chcę twojej pomocy. Nie przeszkadzaj mi!

– No dobrze, już dobrze – odparł mocno zdziwiony i trochę smutny Jerzy.

Jeżyk nie mógł pojąć, dlaczego krecik był dla niego tak niemiły. Przecież jeszcze wczoraj świetnie się razem bawili i myślał, że i dziś spędzą razem czas.

– „Hm…, coś złego musiało się przytrafić krecikowi. Muszę się temu przyjrzeć” – pomyślał jeżyk i poszedł poszukać wiewiórki Wici. Może ona coś będzie wiedzieć?

– Witaj, Wiciu – rzekł Jerzy. – Co porabiasz? – zapytał nieśmiało Jerzy, widząc, że wiewiórka chyba nie ma czasu.

– Ach, znowu zapomniałam, gdzie te orzeszki wczoraj schowałam. Wydawało mi się, że to było tutaj, pod tą złamaną brzozą. Ale coś ty taki smutny? – Wicia w końcu zauważyła jeżyka.

– Martwię się o Kazia. Jest jakiś zły i niegrzeczny.

– Kazio niegrzeczny? Nasz Kazio? – zdziwiła się wiewiórka Wicia.

– Wiesz, myślę, że krecik ma chyba jakiś sekret – stwierdził jeżyk.

– Sekret?? – Uszka Wici stanęły szybciutko do góry. Wicia uwielbiała sekrety, zagadki, tajemnice. Choć sama nie bardzo radziła sobie ze swoimi tajemnymi schowkami na orzeszki. – To wspaniale! – krzyknęła uradowana wiewióreczka. – Rozwiążemy tę tajemnicę!

– Ale niby jak? – zapytał jeżyk Jerzy.

– Jak? No, nie wiem jak… Zapał Wici na chwilę opadł. – Ale na pewno coś razem wymyślimy.

I zaczęli myśleć, zastanawiać się, zgadywać, cóż takiego mogło się przytrafić krecikowi. Niestety, nie bardzo mogli się na tym myśleniu skupić, gdyż na pobliskim drzewie dzięcioł Dzidek uparcie wystukiwał w drzewie swój stukot: stuk stuk, stuk stuk, stuk stuk.

– No nie wytrzymam! – krzyknęła w końcu Wicia. – Dzidek, przestań! Przestań tak stukać!!

I zapanowała cisza… bez stu stuk.

– Ojej, Czy to było do mnie? Że ja przeszkadzam? – zapytał zdumiony dzięciołek.

– Tak, to jest do ciebie! – krzyczała zezłoszczona wiewiórka. – Przeszkadzasz nam tym stukaniem!

– A w czym ja wam przeszkadzam, jeśli mogę spytać?

Tak, dzięcioł Dzidek był bardzo kulturalnym, dobrze wychowanym dzięciołkiem.
I doprawdy nie rozumiał, dlaczego jego stukanie, które przecież każdego dnia było w lesie słychać, dziś zaczęło komuś przeszkadzać.

– Och, Dzidek, my tu myślimy! – argumentowała wiewiórka.

– Myślicie? A nad czym? – zapytał zdumiony dzięciołek.

– A nad tajemnicą! – wyjaśniła Wicia.

– Uuu, nad tajemnicą? – zaciekawił się Dzidek.

No i się zrobiło tajemniczo… I to wiewiórka Wicia uwielbiała. Uwielbiała wiedzieć coś, czego inni nie wiedzieli, choć przecież sama wiele o tej tajemnicy nie wiedziała.

– Dzidek, a może ty coś wiesz o kreciku Kaziu? – wtrącił się do rozmowy jeżyk.

– O Kaziu? A co z nim? Co mam niby wiedzieć? – zapytał dzięciołek.

– Bo on się tak dziwnie i nieładnie zachowuje – tłumaczył Jerzy.

– Dziwnie? – Zaciekawiony Dzidek porzucił stukanie i sfrunął na ziemię do swych przyjaciół. – Co znaczy dziwnie? – dopytywał dzięciołek.

– Spotkałem go dziś rano i był bardzo niemiły. Powiedział, że ma jakieś sprawy do załatwienia i żebym mu nie przeszkadzał – wyjaśnił Jerzy.

– Hm.. swoje sprawy? To doprawdy niepodobne do naszego krecika – potwierdził Dzidek.

– Ale widzę, że i ty nie bardzo wiesz, co mogło mu się przytrafić, prawda? – spytał jeżyk z nadzieją, że jednak Dzidek powie, że wie, co się stało.

– No nie, nie mam pojęcia, dlaczego Kazio ma przed nami jakąś tajemnicę. Hm.. doprawdy niebywałe… – zamyślił się znowu Dzidek.

I tak siedzieli w trójkę, wymyślając przeróżne historie, które mogły być powodem nieładnego zachowania krecika.

A tymczasem krecik Kazio w swych poszukiwaniach jedzenia, spotkał zajączka Zojkę. Zojka akurat odpoczywała po śniadaniu. Była najedzona, wypoczęta i zadowolona. Czuła się więc zupełnie inaczej niż Kazio. Ale niczego nieświadoma, chciała przywitać się ze swym przyjacielem.

– Hej, Kaziu, gdzie tak biegniesz? – zawołał zajączek.

Kaziu tym razem celowo udał, że nie słyszy.

– Hm… – zdziwiła się Zojka, bo przecież stała całkiem blisko krecika i nie mógł jej nie słyszeć! – Hej, kolego! – powtórzyła zawołanie.

Krecik jednak wcale nie zamierzał zatrzymywać się przy zajączku. Musiał przecież pokazać, że jest bardzo na wszystkich zły.

– Nie będę rozmawiać ze złodziejami! – burknął złośliwe.

– Ze złodziejami? Są tu jacyś złodzieje? Ojejku, kreciku, o czym ty mówisz? – zapytała wystraszona Zojka.

– Żegnam – powiedział głośno krecik Kazio i szybciutko poszedł dalej.

– Kreciku, Kaziu, poczekaj, proszę… – wołała jeszcze Zojka, ale krecik już był daleko.

– Ojej, ojej – myślał głośno zajączek. – Złodzieje, tu są jacyś złodzieje. Ale chwila… Czy krecik myśli, że to ja jestem złodziejem? – Zojka próbowała poukładać wszystko w swej małej wystraszonej główce. – Ja złodziejem? Cóż on znowu wymyślił?

Nie podobało się to wszystko Zojce. Postanowiła więc sprawdzić, o co krecikowi chodziło. Ale tak dla pewności, szybciutko pobiegła jeszcze do swojej norki, żeby sprawdzić, czy wszystkiej jej zapasy i cudeńka, które tam trzymała, są na swoim miejscu.

– „Uff, wszystko jest. Czyli do mnie złodzieje jeszcze nie trafili. Ale muszę to wszystko dobrze ukryć, bo… w końcu nie wiem, o co chodziło Kaziowi z tym złodziejem” – pomyślała Zojka.

Posprzątała więc szybciutko swój domek, a wejście do niego obłożyła gałązkami tak, aby nie było go w ogóle widać. I poszła w stronę norki krecika. Szła powoli i ostrożnie, rozglądając się wokół, czy czasem nie kręcą się jacyś złodzieje.

Wtem.…

– O nie! O nie! Słyszę jakieś głosy! Czy to są złodzieje?! – myślała wystraszona i zdenerwowana Zojka.

Faktycznie, zza krzaków było słychać odgłos czyichś rozmów. Zojka wytężyła mocno uszka, żeby usłyszeć, o czym rozmawiają, albo żeby może rozpoznać znajomy głos. Niestety, na próżno, głosy były jeszcze daleko, więc były niewyraźne.

– Ach, to na pewno są oni!

Zojka była przerażona! Postanowiła więc szybko się schować i obserwować przybyszów.
Głosy stawały się coraz bardziej wyraźne. Zajączek już wiedział, że głosów jest co najmniej dwa, a może i trzy. Niestety, Zojka wciąż nie rozumiała, o czym rozmawiają. Siedziała ukryta w krzakach, mając nadzieję, że nikt jej tam nie zobaczy.

– Tak, tak. To najlepszy pomysł, najlepsza rzecz, jaką możemy w tej sytuacji zrobić – Zojka w końcu zaczęła rozumieć głosy. – Trzeba to dokładnie sprawdzić i wyjaśnić. Miejmy nadzieję, że go zastaniemy w swojej norce.

Zojka siedziała cichutko, serduszko biło jej tak szybciutko, jak chyba nigdy wcześniej.

– Ale chwila, chwila… Czy ja dobrze słyszę? Czy ja słyszę jeżyka? Ależ tak, to przecież głos Jerzego! – uradowała się Zojka. I jak z procy wyskoczyła z krzaków wprost na swych przyjaciół. Bo jeżyk nie szedł sam, maszerowała z nim Wicia i Dzidek.

– O rety, Zojka! Ale nas przestraszyłaś! Cóż ty wyprawiasz! – krzyknęła wiewiórka Wicia.

– Przepraszam, ja was bardzo przepraszam, ale tak się cieszę, że to wy!! Tak się bałam! – tłumaczyła Zojka.

– Bałaś się? Kogo się bałaś? – dopytywały zwierzątka.

–Złodziei! – odparła Zojka.

– Złodziei? Jakich znowu złodziei? – zapytał jeżyk.

– No nie wiem jakich… sama już nie wiem… tylko Kazio… – zaczęła tłumaczyć Zojka.

– Kazio? Krecik Kazio? – podłapał temat jeżyk. – Widziałaś Kazia?

– Tak, widziałam i on coś mówił o złodziejach…. Postanowiłam więc pójść do niego, żeby sprawdzić, o co chodzi, a po drodze usłyszałam wasze głosy i myślałam, że to właśnie złodzieje…

– No nie. Co ten krecik wymyślił?! – zdenerwowała się Wicia. – Jacy znowu złodzieje? Przecież nikomu nic nie zginęło, prawda?

– Hm…, ale może coś zginęło krecikowi – zauważył jeżyk. – I może dlatego tak się teraz zachowuje. Musimy to sprawdzić.

– Tak, musimy to sprawdzić – potwierdził Dzidek.

– Och, już niedługo rozwiążemy naszą tajemnicę! – ucieszyła się wiewiórka Wicia.

I wszystkie zwierzątka wyruszyły w stronę norki Kazia.

– Witaj, kreciku – powiedział nieśmiało dzięcioł Dzidek, gdy już dotarli do norki krecika. Niestety nikt mu nie odpowiedział.

– Halo, Kaziu, jesteś tu? – powtórzył Dzidek.

– Hm…, może gdzieś sobie poszedł – zastanawiały się wspólnie zwierzątka.

– Kreciku, to ja, Jerzy. Jeśli jesteś w norce, to proszę wyjdź do nas – powiedział jeżyk. I dalej cisza…

– Pewnie jednak gdzieś poszedł – stwierdził ponownie Dzidek.

– A może poszedł szukać złodziei? – wymyśliła przejęta Zojka.

– No nic, co by nie było, poczekamy tu na niego – stwierdziła energicznie Wicia.

– Co?! Nie chcę żebyście tu czekali! – Nagle krecik Kazio wyskoczył z norki jak poparzony. – Idźcie sobie! – krzyczał okrutnie Kazio.

– Ależ Kaziu…– rzekł wystraszony Jerzy, który po raz pierwszy w życiu widział krecika w takiej złości.

Zojka szybko schowała się za Dzidka, choć prawdę mówiąc, to ona była największa z całego towarzystwa i na niewiele to ukrycie jej się zdało.

–Tego już za wiele, Panie Kaziu! – krzyknęła zdenerwowana Wicia. – To my się martwimy, pół dnia zastanawiamy się, jak rozwiązać twoją tajemnicę i ci pomóc, a ty tak traktujesz swoich przyjaciół?

– Słucham? Jaką tajemnicę? W czym niby chcecie mi pomóc? Przyjaciele!? – denerwował się krecik. – Przyjaciele nie kradną!

I krecik schował się z powrotem do swojej norki.

Zwierzątka zdębiały.

– No to tajemnica się wyjaśniła – stwierdził poważnie Dzidek. – Krecikowi coś zginęło. I stąd ta cała afera.

– Kreciku, ale…, ale przecież my ci nic nie zabraliśmy. Dlaczego uważasz, że to my? – zapytała Zojka.

Krecik znowu wychylił łebek i zapytał.

– A kto niby zabrał moją dżdżownicę? Przecież poza nami, nikt inny tu nie mieszka. Tylko wy wiecie, gdzie chowam swoje zapasy – tłumaczył krecik.

– Dżdżownicę? Zginęła ci dżdżownica? – zapytał jeżyk.

– Nie jeżyku, nie zginęła. Tylko ktoś mi ją po prostu ukradł – wyjaśnił stanowczo krecik.

I wszystkie zwierzątka zaczęły przypominać sobie, gdzie wczoraj były w czasie, w którym skradziono dżdżownicę. Okazało się, że w zasadzie wszystkie spały – wszystkie poza jeżykiem.

– Jeżyku, jak mogłeś mi to zrobić – powiedział Kazio, patrząc smutnym wzrokiem na jeżyka. Na jedno był na niego bardzo zły, a na drugie smutny, gdyż uważał jeżyka za swego najlepszego przyjaciela…

– Ale Kaziu, to naprawdę nie byłem ja. To prawda, że nie spałem, bo ja w nocy mało śpię, ale przecież jesteś moim przyjacielem. Nie zrobiłbym ci tego… – tłumaczył Jerzy.

– Chciałbym ci wierzyć, ale…

Nagle krecik zamilkł i jego wąsiki zaczęły szybciutko się poruszać na wszystkie strony.

– Co się stało, Kaziu? – zapytał jeżyk.

– Cicho – szepnął krecik. – Czuję zapach, taki zapach, jaki czułem w pustej norce z zapasami. Czyli jednak to ktoś z was…

– Hej, popatrzcie – rzekła szybciutko wiewiórka Wicia. – Tam ktoś stoi…

Wszystkie zwierzątka popatrzyły w kierunku, który wskazała Wicia. Faktycznie stało tam małe, wystraszone zwierzątko z jakimś zawiniątkiem w rączkach.

– Kim jesteś? – zapytał Dzidek, który uważał, że najlepiej zajmie się nowym przybyszem.

– Jestem Mysia – odparła nieznajoma.

– A czy ty się zgubiłaś? Czy może kogoś szukasz? – kontynuował rozmowę dzięciołek.

– Tak, w sumie to tak. Szukam krecika – odpowiedziała myszka.

– Krecika? – zdziwiły się zwierzątka, a najbardziej oczywiście sam Kazio.

– Mnie szukasz? A czemu mnie szukasz? – zapytał krecik Kazio.

– Bo ja… ja chciałam cię przeprosić… – stęknęła cichutko myszka Mysia.

– Ach, już wiem, to ty ukradłaś mi moją dżdżownicę, tak?

– Tak… to byłam ja. I chcę za to bardzo przeprosić. Ja po prostu wczoraj dotarłam do waszego gaju po długiej podróży. Byłam bardzo zmęczona i głodna. I poczułam ten zapach, zapach świeżego jedzenia i weszłam do twojej norki i zjadłam to, co tam było. Potem się jeszcze chwilkę zdrzemnęłam i uciekłam. Wiem, że zrobiłam źle, dlatego chcę cię bardzo przeprosić… Ale znalazłam dla ciebie dżdżownicę, proszę – weź je ode mnie…

„No to się porobiło… ” – pomyślał w głowie krecik Kazio.

A wszystkie zwierzątka w ogromnym zdziwieniu, a może raczej podziwie, stały i patrzyły na tę biedną, malutką wystraszoną, ale jakże dzielną i odważną myszkę. Potem wszystkie oczy skierowały się w stronę krecika. I każde zwierzątko w głowie zadawało sobie pytanie: „Co teraz zrobi krecik Kazio?”

Sam Kazio zadawał sobie to pytanie: „Co mam teraz zrobić? Co powiedzieć? Jak przeprosić przyjaciół za te paskudne podejrzenia i zachowanie?”

– Czyli to twój zapach czułem w norce… – zaczął nieśmiało krecik. – Wiesz, mogłaś na mnie poczekać, aż wrócę, to bym cię sam poczęstował i ugościł. Nie trzeba było kraść… – pouczał Kazio myszkę. – Ale już dobrze. Dziękuję za dżdżownicę – powiedział krecik z uśmiechem na twarzy.

– Kaziu, ale chyba jesteś coś winien swym przyjaciołom, prawda? – zauważył dzięcioł Dzidek.

– Tak… to prawda… powinienem was przeprosić. Powinienem wcześniej was zapytać, porozmawiać, a nie od razu się obrażać i oskarżać o kradzież. Przepraszam, będę miał nauczkę na przyszłość… – sam siebie skarcił Kazio.

– Dobra już, dość tych smutnych min! – zawołał jeżyk ucieszony, że sprawa tajemnicy się wyjaśniła i że jego osoba nie była już podejrzana o kradzież.

– Racja! – rzekła głośno wiewiórka, podchodząc do Mysi.

– Chodź do nas Mysia, opowiesz nam coś o sobie. Skąd jesteś, dlaczego tu przyszłaś i dokąd zmierzasz. Śmiało, nie bój się nas – proponowały zwierzątka.

I wszystkie zwierzątka zaczęły witać się z myszką i słuchać jej opowieści o niezwykłych przygodach, jakie przeżyła.

A krecik słuchał tak naprawdę jednym uchem, bo wciąż rozmyślał nad tym, że tak niesprawiedliwie potraktował swych przyjaciół. I bardzo, ale to bardzo się cieszył, że przyjaciele mu wybaczyli. I że zyskał nową przyjaciółkę Mysię.

Ale jak Mysia trafiła do brzozowego gaju?

Rozdział 2. Podróż myszki Mysi

Rekomendowane artykuły